szpilką papier, na którym właśnie napisał instrukcje i zawołał do swych ludzi:
— Ciągnąć!
Papier, niby motyl nocny, frunął z głębi studni ku ziemi, a sznur, osierocony po swym lekkim ciężarze, opadł chyżo.
Jeden z argusów podszedł pod latarnię i przeczytał: „Przyszlę wam człowieka, którego starannie pilnować macie, wart on jest tyle złota, ile zaważy! Czterej z was zaprowadzą go do szpitala i nie stracą go z oczu. Sznur spuścić mi natychmiast.“
— Dzieje twoje, kochany panie Gibassier, rzekł inspektor, są bardzo rozrzewniające, ale po burzach, jakie przebyłeś, potrzebujesz zapewne spoczynku. Noce chłodne są jeszcze w tej porze, pozwól, że ci dam schronienie bezpieczniejsze, mieszkanie bardziej od tego hygieniczne.
— Jesteś pan nieskończenie dobry, panie Jackal!
— Bynajmniej... po starej znajomości...
— A więc, zamawiam sobie zwrot przysługi.
— Czyż tak już cięży ci wdzięczność?
— Może, odezwał się filozoficznie Gibassier, trudniej przyjmować przysługę, niż oddawać.
— Starożytni piękne w tym przedmiocie napisali rzeczy, Gibassier. Ale nim na innem miejscu wrócimy do tej zajmującej rozmowy, staraj się jak najsilniej przyczepić do tego sznura.
Gibassier zrobił węzeł w końcu sznura, wsadził weń obie nogi, rękami uczepił się u góry i zawołał:
— Ciągnąć!
— Szczęśliwej drogi, kochany Gibassier! rzekł pan Jacka! idąc oczyma za kierunkiem w górę, po którym i sam, miał się za kilka chwil posuwać. Dobrze! dodał, kiedy złoczyńca zniknął już mu z przed oczu. Potem, podnosząc głos: Spuszczajcie żywo sznur! zawołał, zaczynam czuć wilgoć.
Sznur opadł. Pan Jackal znowu obwiązał się pasem, obejrzał czy klamry dobrze zapięte i z kolei zawołał:
— Ciągnąć!
Lecz zaledwie uszedł dziesięć metrów krzyknął: Stój!
Sznur zatrzymał się.
— Ho, ho! rzekł do siebie, co ja to tam widzę?
Rzeczywiście, trudno mu było zdać sobie sprawę z tego
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/775
Ta strona została przepisana.