Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/792

Ta strona została przepisana.

— Otóż to, niespokojny jestem o tę sekundę, która ma nadejść, nie kryję tego przed panem.
— A czegóż się obawiasz?
— Miejsce, w którem znajduję się, jest mi rozkosznem...Względnie do miejsca, z którego wychodzę, jest to raj ziemski! Ale znasz pan mój charakter kapryśny.
— Powiedz raczej zużyty.
— Zużyty, jeżeli tak się panu podoba, jakkolwiek jest mi tu dobrze, lecz skoro tylko będę mógł się ruszyć z miejsca, zaraz przyjdzie mi ochota wyjść ztąd.
— Więc co?
— Więc obawiam się, ażeby w chwili, gdy zechcę poddać się fantazji, nie znalazła się jaka nieoczekiwana przeszkoda, która zmusi mnie do pozostania tu, albo jaka wola brutalna, która znagli mnie udać się na jakie inne miejsce, nie zaś tam, gdzie będzie mój zamiar.
— Mógłbym ci odpowiedzieć, że skoro ci tu dobrze, to najlepiej byłoby pozostać, ale znam twój humor zmienny, i nie chcę spierać się o twoje gusta. Wolę ci tedy odpowiedzieć szczerze.
— O! dobry panie Jackal! nie wyobrażasz pan sobie, z jakiem cię zajęciem słucham!
— Pozwól sobie jedną rzecz powiedzieć: że jesteś wolnym, kochany panie Gibassier.
— Hę? zawołał Gibassier wspierając się na łokciu.
— Wolny jak ptak w powietrzu, wolny jak ryba w wodzie, wolny jak człowiek żonaty, którego żona umrze?
— Panie Jackal!
— Wolny jak wiatr, jak chmura, jak wszystko wreszcie, co jest wolnem!
Gibassier potrząsnął głową.
— Jakto! rzekł pan Jackal, czy jeszcze ci niedosyć?... A! to już jesteś nazbyt wymagającym.
— Jestem wolny? jestem wolny? powtarzał Gibassier.
— Jesteś wolny.
— Rozumiem, ale...
— Ale co?
— Pod jakiemi warunkami, panie Jackal?
— Warunki dla ciebie, kochany panie Gibassier?
— Czemużby nie?
— Ja miałbym ci oddawać wolność za lichą cenę?
— Rzeczywiście, byłoby to nadużyciem położenia.