Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/794

Ta strona została przepisana.

— I to jeszcze gdybym popełniał grzechy...
— Więc popełniałeś i błędy!
— A! gdybym tylko popełniał błędy!
— To widzę jesteś większym grzesznikiem niż myślałem, Gibassier.
— Niestety!
— Czy nie byłbyś przypadkiem dwużennym?
— Któż to nie jest choć trochę dwużennym, a nawet wielożennym?
— Może zabiłeś swego ojca i ożeniłeś się z własną matką, jak nieboszczyk Edyp?
— Wszystko to może się zdarzyć panie Jackal; a dowodem, że Edyp mimo to nie ma się za występnego, skoro powiada przez usta pana Voltera: „Wszetecznik, ojcobójca, a jednak cnotliwy!“
— Gdy tymczasem z tobą ma się rzecz przeciwnie: ty nie jesteś cnotliwy, nie będąc ani wszetecznikiem, ani ojcobójcą.
— Panie Jackal, powiedziałem panu, że nietyle przeszłość, ile niepokoi mnie przyszłość.
— Zkąd ci u djabła przychodzi takie powątpiewanie, kochany Gibassier?
— Jeżeli mam prawdę powiedzieć, to boję się nadużyć mej wolności po odzyskaniu jej.
— Jakim sposobem?
— Wszelkiemi sposoby, panie Jackal.
— Przecież?
— Obawiam się wplątać w jaki spisek.
— Doprawdy? Do djabła, to rzecz nielada.
— I bardzo.
— Wytłomacz się.
Pan Jackal usadowił się w krześle w sposób wskazujący, że konferencja potrwa czas dłuższy.

XI.
Posłannictwo Gibassiera.

— Trudna rada, dobry panie Jackal, mówił dalej Gibassier z westchnieniem, nie jestem już ja w wieku, w którym można się kołysać próżnemi złudzeniami młodości.
— O! a ileż masz lat?