przedmieścia, była drukarnia, w której wychodziła gazeta codzienna; korektor, tęgi chłopak, który snać na dwanaście lat przedtem przeczuwał rok 1830, znużony poprawianiem korekt elegij rojalistowskich swojego pryncypała, wyższego urzędnika w ministerstwie, pewnego rana zerwał łańcuch, rozwinął skrzydła i odleciał. Właściciel gazety i drukarz, zakłopotani co zrobić z korektą dziennika, dowiedzieli się, że w sąsiedztwie mieszka młodzieniec uzdolniony do ciężkiej pracy. Zapytano go, czy zgadza się na przyjęcie tego miejsca.
Miejsce to było dla Justyna ziemią obiecaną. Justyn był o tyle szczęśliwy, że nic nie wiedział o polityce, którą nie miał czasu się zajmować; nienawidził tylko sprzymierzonych, którzy zajęli Francję, spalili jego folwark, wypalili oczy matce i osierocili siostrę. Ale co się tyczy opinji, nie miał on żadnej, a raczej jako ubogi i uczciwy chłopiec, miał tylko jednę: wyżywić matkę i siostrę, wypłacić się panu Millerowi.
Zwrócono jego uwagę, że trzeba przesiedzieć dwie trzecie nocy. Kiedy go zapytano, wiele chce za to, odpowiedział:
— Co dacie.
Wszedł więc, jako korektor do drukarni, w połowie roku 1818. W rok potem, zwrócił swemu staremu nauczycielowi tysiąc franków pożyczonych. Rokiem później oszczędził sześćset franków.
Jakież to piękne marzenia tworzył Justyn! Widział się po czterech latach z posagiem trzech tysięcy franków dla siostry i czterystu frankami na koszta wesela. Ale czemże on był? Wyrobnikiem, młynem, którego ruch zatrzymywał się tylko od drugiej do szóstej zrana.
O takich to mówiąc ludziach, jakieś święte usta wyrzekły; „Praca to modlitwa!“
Marzenia Justyna doznały losu wszystkich marzeń: rozpierzchły się. Justyn zachorował; febra tyfoidalna przybiła go na dwa miesiące do łóżka. Wtedy naraz zbrakło wszystkiego, według polskiego przysłowia; gdzie krótko tam się rwie.
Lekcje muzyki oddano wziętemu pianiście, który ich nie potrzebował. Był on wziętym, to też wtedy tylko przychodził, kiedy miał czas. Buchalterję powrócono dandemu, który utrzymywał, że się poprawił.
Skutkiem zbytniej gorliwości, dziennik rojalistowski
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/80
Ta strona została przepisana.