Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/837

Ta strona została przepisana.

lasu, ażeby się skryć lub uciekać, ale potrząsnęła głową, jak gdyby mówiła do siebie: „na nic się nie przyda!“ i usiadła.
Okrzyk oznajmił, że jest odkrytą.
Wtedy krokiem prędkim przeszedł przez aleję młodzieniec, a w nim Salvator poznał jeźdźca przebiegającego w chwili, gdy przesuwał się przez mur.
— O! Opatrzności, wyrzekł z cicha, gdyby to była ona!
— Mino!... Jesteś nareszcie! rzekł młodzieniec. Dlaczego znajdujesz się o tej godzinie na dworze, sama pośród lasu, w miejscu najgęstszem, najdzikszem z całego parku?
— A pan dlaczego o tej godzinie znajdujesz się w tym domu? zapytała dziewica, kiedy przyrzekłeś, że tu nigdy w nocy nie postaniesz?
— Przebacz Mino! Nie mogłem oprzeć się chęci zobaczenia ciebie. Gdybyś wiedziała jak cię kocham!
Panienka nic nie odpowiedziała.
— Powiedz, Mino, czy nie ulitujesz się nademną? Czy miłość szalona, przyznaję, ale nieprzezwyciężona, nie znajdzie w oczach twych łaski? Nie kochając mnie jeszcze... czy nienawidzisz mnie tak bardzo jak pierwej?
Dziewica milczała.
— Czyż podobna, ażeby dwa serca biły jedno obok drugiego, Mino, jedno tak wielką miłością, drugie tak wielką nienawiścią?
Młodzieniec chciał ująć rękę Miny.
— Wszak pan przyrzekłeś jeszcze, panie Loredanie, że nie dotkniesz mnie nigdy, rzekła, cofając rękę i odsuwając się na ławce, na której usiąść nie śmiał.
— Ależ nareszcie, mówił dalej, widocznie zmieszany tą lodowatą grzecznością, powiedz mi, dla czego tu przyszłaś?
— Czy pan chcesz, żebym powiedziała?
— Błagam cię.
— A więc słuchaj pan, a przekonasz się, że niczego się od pana nie obawiam, bo skoro uchybiasz obietnicy, Bóg wtedy zsyła mi objawienia.
— Słucham cię, Mino.
— Położyłam się i spałam... W tem, tak jak pana teraz przed sobą widzę, widziałam cię otwierającego drzwi do mego pokoju kluczem podwójnym, i wszedłeś... Zbudziłam się, byłam sama, ale powiedziałam sobie, że przyjdziesz.