Wstałam, ubrałam się, wyszłam do parku i usiadłam na tej ławce.
— Mino, niepodobna?...
— Czy prawda, że wszedłeś pan do mego pokoju, mając klucz podwójny?
— Mino, przebacz mi!
— Nie mam panu nic do przebaczenia. Trzymasz mnie tu mimo mej woli; pozostaję, bo powiedziałeś pan, że jeśli ucieknę, to wolność i życie Justyna są zagrożone. Ale wiesz pan także pod jakiemi warunkami zostaję. Otóż, uchybiłeś tym warunkom.
— Mino, niepodobieństwem jest, ażebyś mogła się domyśleć, że do ciebie zdążam, przewidzieć, że miałem wejść...
— Odgadłam jednak, przewidziałam, a to oszczędziło panu wiekuistego wyrzutu, jeżeli wszelako możesz pan być do wyrzutu zdolnym...
— Co przez to rozumiesz?
— Że widząc pana wchodzącego do mego pokoju, byłabym się przebiła tym nożem.
I wydobyła z za gorsu klingę cienką i ostrą, ukrytą w pochwie od nożyczek.
Młodzieniec tupnął nogą niecierpliwie.
— A! tak, rzekła Mina, rozumiem, to okrutna rzecz, nieprawdaż? Być bogatym, wielmożnym, naginać kodeks do swej fantazji, módz rozrządzić wolnością i życiem niewinnego, kiedy ktoś jest sam zbrodniarzem i powiedzieć sobie „Mogę to wszystko, a nie mogę przeszkodzić tej nędznej dziewczynie zabić się, gdy ją zniesławię!“
— O! przeszkodzę ci jednak.
— Przeszkodzisz pan, pan?
— Tak, ja.
I młodzieniec szybkim ruchem pochwycił rękę, w której nóż trzymała.
— Wyrywając mi tę broń? rzekła Mina. Ależ ta broń, to tylko jeden sposób śmierci; po odjęciu go, pozostaję mi dziesięć innych. Czyż nie ma stawu naprzeciw zamku? Czyż nie mogę wejść na drugie piętro i rzucić się oknem na płyty marmurowe? O! cześć moja dobrze jest strzeżoną, przysięgam panu, bo jest pod strażą śmierci.
— Mino, nie zrobisz tego, co mówisz.
— Tak święcie, jak to, że pana nienawidzę, że panem pogardzani; tak święcie, jak to, że kocham Justyna, jak
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/838
Ta strona została przepisana.