W pierwszej chwili, jak to łatwo sobie wyobrazić, Mina przeraziła się. Ale słysząc łagodny i sympatyczny głos Salvatora, widząc, że zatrzymał się o trzy kroki, by nie powiększać jej trwogi, odjęła zwolna ręce od oczu. Wzrok jej spotkał się ze wzrokiem Salvatora i odrazu poznała, że tak jako rzekł, młodzieniec ten przynosi jej wybawienie. Pewna, że ma do czynienia z przyjacielem, sama przebyła dzielącą ich przestrzeń.
— Nie obawiaj się niczego, panienko, rzekł Salvator.
— Widzisz pan, że się nie boję, ponieważ sama przychodzę do ciebie.
— Masz słuszność, bo nigdy nie miałaś przyjaciela, który byłby lepszym, czulszym i wierniejszym niż ja.
— Pan drugi raz już mówisz, że jesteś moim przyjacielem, jednakże ja pana nie znam.
— To prawda, panienko, ale poznasz mnie za chwilę...
— Nasamprzód, odezwała się Mina, czy pan tu dawno jesteś?
— Byłem już, kiedy siadałaś na tej ławce.
— Więc słyszałeś?...
— Wszystko! Pani o tem zapewne chciałaś wiedzieć wprzód, nim mi dasz odpowiedź, nieprawdaż?
— Tak jest.
— Otóż, wierzaj mi, nie straciłem ani jednego słówka z tego, co mówił pan Loredan de Valgeneuse, ani z tego, co ty jemu mówiłaś, a uwielbienie moje dla ciebie i pogarda dla niego urosły w równej mierze.
— Teraz jeszcze jedno pytanie.
— Zapewne chcesz się pani dowiedzieć, zkąd się tu wziąłem?
— Nie... Wierzę w tego Boga, którego wzywałam w chwili, gdy pan się zjawiłeś i pewna jestem, że cię na drodze mojej postawiła Opatrzność. Nie... tu dziewczyna spojrzała ciekawie na strój myśliwski młodego człowieka, nieoznaczający żadnej sfery społecznej, nie, chciałam tylko zapytać pana, z kim mam zaszczyt mówić.
— Na co się pani przyda wiedzieć kto jestem? Jam jest zagadką, której wyraz w rękach Opatrzności. Co do mego imienia, powiem pani to, pod którem mnie znają. Nazy-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/841
Ta strona została przepisana.
III.
Wyjaśnienia.