podnosząc rękę do piersi, poczułam łańcuszek; był to łańcuszek od zegarka, który darował mi Justyn... Oto wszystko, co miałam od niego... Wszystko co miałam od Justyna!... mylę się, nie miałam przeciwnie nic, coby nie pochodziło od Justyna. Czyż to nie on od dziewięciu lat, obdarzał mnie wszystkiem, co mi było potrzeba? Biedny zegareczek! On mi tylokrotnie powiedział godzinę, w której Justyn miał przybyć, on mnie nie opuszczał nigdy ani dniem ani nocą, i miałam się z nim rozstać! Ale czyż to nie w nadziei zobaczenia się z Justynem czynię to poświęcenie? Zdjęłam go z szyi i ucałowałam gorzko płacząc; owinęłam list około zegarka i łańcuszek około listu. W tej chwili kareta się zatrzymała. Podjechaliśmy pod sam gzyms, na którym stała latarka. Hrabia uchylił przedniej szyby, i zwracając się do stangreta:
— „Czego się zatrzymujesz nędzniku? zawołał.
— „Panie hrabio, odpowiedział stangret, ta kobieta ostrzega mnie, że tędy nie można przejechać, bo przebrukowują ulicę.
— To wracaj i przejedz inną.
— „Tak ja właśnie robię.“
Była to dla mnie łaska nieba! Kiedy hrabia wychylił się naprzód, ja wyciągnęłam rękę przez otwór spuszczonej szyby, i rzuciłam moje zawiniątko, jak mogłam najzręczniej. Trafiło ono w mur, na gzymsie którego stała latarka; uczułam ściskanie serca na odgłos tłukącego się szkła od zegarka. Powóz zawrócił, a w ruchu jaki uczynił, mogłam zobaczyć jeszcze, jak gałganiarka wzięła latarkę, oświeciła bruk i podniosła zawiniątko. Od tej chwili miałam się za ocaloną, i postanowiłam uzbroić się w cierpliwość. We dwie godziny potem wjeżdżaliśmy do tego zamku, nie zamieszkałego od siedmiu lub ośmiu lat, który hrabia wynajął miesiącem wprzódy, w zamiarze sprowadzenia mnie do niego.
— „Jesteś pani u siebie, rzekł do mnie. Oto twój pokój, nikt tu nie wejdzie póki nie zawołasz. Rozważ dobrze jakiby cię los spotkał z tym nędznym bakałarzem, w jego ciupie przy ulicy św. Jakóba, gdzie walczyć musi codziennie o najpierwsze potrzeby życia, i porównaj do tego jaki ofiaruje ci człowiek mojego stopnia, pan dwustu tysięcy franków dochodu, który cały świat uczyni twojem królestwem. Zaraz tu przyjdzie pokojówka na usługi pani.“
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/849
Ta strona została przepisana.