Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/863

Ta strona została przepisana.

— Właśnie, teraz zbierz wszystkie swoje wspomnienia; po co posyłałaś Babolina do bakałarza?
— Posyłałam, go z listem, który znalazłam w rynsztoku na placu Maubert.
— Czy pewną jesteś tego, co mówisz?
— Bardzo pewną, panie Salvatorze.
— Cicho, bo kłamiesz!
— Przysięgam ci, panie Salvatorze...
— Kłamiesz, powtarzam! Sama mi powiedziałaś, ale już nie pamiętasz, że list ten wyrzucono przez drzwiczki przejeżdżającej karety.
— A! to prawda, panie Salvatorze, ale nie wiedziałam, że w tem jest coś ważnego.
— List uderzył o mur i padł przy gzymsie, na którym stała twoja latarka. Usłyszałaś szelest czegoś tłukącego się o mur, wzięłaś latarkę i szukałaś.
— Więc pan tam byłeś, panie Salvatorze?
— Ty wiesz, że ja zawsze jestem tam, gdzie potrzeba... A teraz, kiedy list ten uderzając o mur zrobił taki szelest, który aż ty usłyszałaś, to musiało coś być w tym liście?
— W liście? powtórzyła Brocanta, która zaczęła domyślać się do czego to badanie zmierza.
— Tak, pytam się, co było?
— Było tam coś istotnie, odpowiedziała Brocanta, ale już nie pamiętam.
— Aha!... Ale ja na nieszczęście, pamiętam, był tam zegarek.
— To prawda, panie Salvatorze: maleńki zegarek, ale to tak mały, tak mały...
— Żeś aż o nim zapomniała... A coś z nim zrobiła? Hę?
— Co z nim zrobiłam?... Nie wiem, rzekła Brocanta, przechodząc około Róży, jakby dla zasłonięcia Salvatorowi widoku łańcuszka otaczającego szyję dziewczęcia.
Salvator wziął starą za rękę i odwrócił.
— Odejdź ztąd! rzekł. Co to Róża ma około szyi?
— To, panie Salvatorze... odpowiedziała wahające stara, to...
— To, zawołała dziewczynka, wydobywając z zanadrza zegarek, to zegarek, który był w liście. I podała go Salwatorowi.
— Czy dasz mi go, Różyczko? zapytał młodzieniec.
— Czy go „oddam“, chcesz zapewne powiedzieć, mój dobry przyjacielu: skoro on nie jest moim, mogłam go