Zbliża się pora wakacyjna, musimy zrobić razem małą wycieczkę. Przygotuj się; 12-go sierpnia przyjdę po ciebie.
Wiądł istotnie w najpiękniejszych latach biedny bakałarz. Oko mgłą zachodziło, policzki zapadały, czoło okrywało się zmarszczkami: skóra żółkła jak pargamin, możnaby mu było dać trzydzieści lat skończonych, a on zaledwie rozpoczął rok dwudziesty trzeci.
Ale wszystko składało się na to: ludzie z którymi żył, izba w której mieszkał; jego twarz, postawa, chód, głos, cała osoba słowem, od tych co go otaczali i od przedmiotów, które miał ustawicznie przed oczyma, starzała się przed czasem.
Byłby znów niezawodnie zapadł, gdyby nie wstrząsnął nim nowy kłopot i homeopatycznym sposobem nie wrócił go do życia.
Justyn, jak wiemy, zarabiał tysiąc ośmdziesiąt franków na rok, tą małą sumką opędzał najgwałtowniejsze potrzeby, ale mógłże oszczędzić co z tego nędznego dochodu, czy już nie posuwał oszczędności aż do abnegacji?
„Trzeba, jeżeli nie zobaczyć, to przynajmniej otrzeć się o życie,“ mówił stary mistrz. Łatwo to powiedzieć!... Ale by|oż to łatwo wykonać, w tem samem ubraniu zużytem do nitki, które nosił od dawna latem i zimą“
Całą wreszcie bieliznę domową trzeba było odnowić, tak jak ubranie Justyna.
Siostra cudów dokazywała z utrzymaniem tej bielizny; prześcieradła matki były arcydziełem cerowania; skarpetki brata, znakomitością pod względem szwów i mozaiki.
Przyrzekli sobie wprawdzie nic nie kupować aż w ostateczności, ale nareszcie doszli do niej: cała bielizna pozszywana, połatana, pocerowana, której nigdyby w ubóstwie swem nie porzucili, sama ich porzucała.
— Dopóki ci nie potrzeba obuwia, mówił stary mistrz, to go masz poddostatkiem; i nawzajem, potrzebuj go tylko, a wnet ci zbraknie.
Uśmiechnęli się na te dowcipy dobrego Millera, ale smutno.
Trzeba więc znowu było poszukać jakiego zarobku, a nadewszystko śpieszyć się, bo mogła nadejść chwila, w której nie byłoby w czem chodzić za nim. A czekać aż sam w rękę wpadnie, to można się było nie doczekać nigdy. Justyn więc poszedł pukać do wszystkich drzwi. Większą
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/87
Ta strona została przepisana.