styna, teraz, drogi przyjacielu, słuchaj z całą bacznością i nie strać ani słówka z tego, co ci mam powiedzieć.
— Słucham, bo domyślam się, żeś nie wszystko powiedział wobec matki mojej i siostry.
— Masz słuszność. Są rzeczy, których nie mówi się przed matką i siostrą.
— Mów, słucham!
— Justynie, ty nie odzyskasz Miny środkami zwyczajnemu.
— Tak, ale przez twoje pośrednictwo zobaczę się z nią, nieprawdaż?
— Zgoda! tylko musimy się naprzód dobrze porozumieć.
— Niech ją tylko zobaczę, niech wiem gdzie jest, reszta już do mnie należy.
— Mylisz się Justynie. Od tej chwili, wszystko do mnie należy. Tak, zobaczysz ją, skoro ci to przyrzekam, uprowadzisz ją, jest to rzecz podobna, a nawet łatwa; skryjesz ją tak, ażeby nikt jej nie znalazł, ale ciebie znajdą!
— I cóż potem?
— Znalezionego, przytrzymają cię i wtrącą do więzienia.
— Mniejsza o to! Jest przecież sprawiedliwość we Francji, prędzej czy później okaże się moja niewinność, a Mina ocaloną będzie.
— Prędzej czy później, powiedziałeś? Przyjmuję to wyrażenie „prędzej czy później“, chociaż w tym względzie nie jestem tego zdania, chodzi mi tylko o zabezpieczenie.
Dajmy, że niewinność twoja wykaże się... ale wierzaj mi, że nie prędzej jak po roku... Cóż się przez ten rok z twoją rodziną stanie? Nędza wkroczy do twego domu, matka twoja i siostra poumierają z głodu.
— Nie! bo dobre serca przyjdą im w pomoc.
— A! jak ty się mylisz, dobry mój Justynie! Valgeneusowie mają sto rąk. Dość im będzie wyciągnąć jednę, by tobie otworzyć wrota więzienia; dziewiędziesięciu dziewięciu pozostałemi zakreślą oni około twej rodziny obwód, którego miłosierdzie przekroczyć się nie ośmieli. Dobre serca przyjdą w pomoc matce twej i siostrze! Cóż ty rozumiesz przez dobre serca? Oto Jan Robert, poeta, który dziś bogatym jest jak pan Lafitte, a jutro uboższym może być od ciebie. Oto Petrus, malarz, fantastyk, który maluje obrazy dla siebie, a nie dla publiczności, który żyje nie z pędzla, ale ze szczątków, szczupłej ojcowizny. Ludowik, lekarz utalentowany, światły, genialny nawet, jeśli chcesz,
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/870
Ta strona została przepisana.