czej hrabina Rappt, z oczyma, w których malowało się osłupienie, patrzyła w mnóstwo listów rozrzuconych koło siebie.
Ktoby wszedł do tego pokoju, lub ktoby tylko spojrzał przez uchylone drzwi, ten na widok przerażonej twarzy młodej kobiety, domyśliłby się, że powodem niemej zgrozy było przeczytanie jednego lub kilku listów, które upuściła na ziemię z obrzydzeniem.
Pozostała przez chwilę milcząca i nieruchoma, a dwie łzy wolno z oczu spływały jej na piersi. Potem, ruchem prawie automatycznym, zwróciła na kolana rękę obwisłą, wzięła list jeszcze zwinięty i podniosła do oczu. Ale za trzecim czy czwartym wierszem jak gdyby nie miała siły czytać dalej, rzuciła go na dywan, gdzie leżały już inne. Wtedy głowę ukryła w rękach i zamyśliła się.
W sąsiednim pokoju wybiła jedenasta.
Odjęła ręce od twarzy i słuchała, ustami w cichości licząc uderzenia młotka. Kiedy uderzył ostatni dźwięk, wstała, zebrała wszystkie listy, związała je razem i zamknęła w szufladce, której klucz ukryła w innym sprzęcie. Potem, pociągnęła za sznurek dzwonka ruchem prędkim i nerwowym.
Ukazała się stara pokojówka.
— Nano, rzekła, już czas, idź do furtki ogrodowej, która wychodzi na bulwar Inwalidów i przyprowadź młodzieńca, który będzie tam czekał przed sztachetami.
Nana poszła do ogrodu, udała się linią przekątną przez trawniki i klomby, a otworzywszy furtkę wychodzącą na bulwar Inwalidów, wytknęła głowę i szukała oczyma tego, kogo miała przyprowadzić do pani.
Chociaż o trzy kroki tylko stał od niej Petrus, był jednak niewidzialny, gdyż zasłonięty był wielkim wiązem, o który się oparł, spoglądając w okna Reginy.
Rzecz dziwna! Pawilon zamieszkany przez nią nie był oświetlony, jak również ten, co był mu przeciwległym; zdawało się, że jakiś żałobny kwef wisi na całym pałacu. Jedynem oknem rozjaśnionem słabem światełkiem, podobnem do pogrzebowej lampki drgającej w lochu śmiertelnym, było okno pracowni Reginy.
Cóż to się więc stało? Dlaczego cały ten obszerny dom nie przybrał uroczystej powierzchowności? dlaczego nie słychać muzyki balowej? dlaczego taka w nim cisza?
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/885
Ta strona została przepisana.