ręku. Komedja! bo pan nie czytasz nic, chyba Macchiavella. Kiedy śpiewa pierwsza śpiewaczka w operze włoskiej, przyklaskujesz jej i wołasz brawo, tak jak przed chwilą, a wróciwszy do domu piszesz artykuł o muzyce. Komedja! bo pan cierpieć nie możesz muzyki, ale pierwsza śpiewaczka jest kochanką barona Straushausena, jednego z najpotężniejszych dyplomatów przy dworze wiedeńskim. Ażeby wykupić te wszystkie obłudy, idziesz pan, prawda, w niedzielę do kościoła. Zawsze komedja, komedja podła, podlejsza niż wszystkie inne! Bo kiedy twoja herbowa kareta stoi przede drzwiami wielkiemi, pan wychodzisz małą furtką i idziesz Bóg wie gdzie, może zobaczyć się z panią de Gasc w gabinecie prefekta policji.
— Pani! głucho ryknął hrabia.
— Jesteś pan widocznym właścicielem dziennika broniącego monarchji legitymistycznej, a tajemnie redagujesz artykuły do Przeglądu, który spiskuje przeciw tej monarchji na rzecz księcia Orleańskiego. Dziennik podtrzymuje gałęź starszą, Przegląd młodszą, tak, że jeżeli jedna z tych gałęzi się złamie, będziesz mógł z łatwością uczepić się drugiej. Lecz to wszystko nie jest tajemnicą: wiedzą o tem i prywatni i ministrowie, obywatele i rząd. Jedni ci się kłaniają, drudzy z tobą żyją, a pan powiadasz sobie: „Skoro tak, to nie wiedzą o niczem.“ Mylisz się pan, wiedzą; ale możesz kiedyś stać się wielowładnym, kłaniają się przeto twej potędze przyszłej, wiedzą, że będziesz bogatym, więc kłaniają się twemu przyszłemu bogactwu.
— Śmiało pani! rzekł hrabia Rappt.
— Powiedz pan, czy to nie jest komedja, którą trudno określić? Czyż pana nie nuży to ciągłe oszukiwanie? Odpowiedz mi, do czego służysz na ziemi? Co uczyniłeś dobrego, albo raczej, jestże złe, któregobyś nie uczynił? Kogo ukochałeś, albo raczej, któż jest kogobyś nie nienawidził?... Czy chcesz pan wiedzieć całą myśl moją, czy chcesz raz poznać, co jest dla ciebie w głębi mojej duszy? Oto uczucie, które pan masz dla wszystkich, a które ja nie doznawałam dla nikogo, nienawiść! Nienawidzę twej ambicji, nienawidzę twej pychy, nienawidzę twej podłości, nienawidzę cię od stóp do głów: bo pan od stóp do głów jesteś jednem kłamstwem!
— Pani, zawiele obelg za jedną sromotę, którą ci chciałem oszczędzić!
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/903
Ta strona została przepisana.