Regina opuściła ręce w dłonie malarza, odsłaniając twarz, wyrażającą głębokie uczucie wdzięczności.
Petrus mówił dalej:
— Przed chwilą mówiłem ci, żeś mnie wróciła do życia, że ukazałaś mi prawdziwy cel istnienia. Otóż teraz, z kolei ja, jak to mówiłaś temu człowiekowi, ja ci podaję rękę, ja cię podnoszę. A tak, ręka w ręku, przykuci jedno do drugiego, silniejsi będziemy przeciw złemu i nie ulegniemy ludziom, zbliżając się do Boga!
Blady uśmiech zarysował się na ustach Reginy.
— Popatrz teraz na mnie, Regino, mówił dalej Petrus, tak jak przed chwilą chciałaś, ażebym ja patrzył na ciebie. Ja nie pytam tak jak ty pytałaś mnie, czy ciebie kocham, ja ci powiadam wręcz: „ty kochasz mnie.“ Serce mi pęknie słysząc te słowa: „ty kochasz mnie!“ Wszystko, co ciemne było we mnie, wyjaśnia się na słowo Boskie, wszystko smutne pierzcha, co było dobrego, staje się lepszem, co było złego odchodzi! Noc panowała w mem sercu, a teraz miłość twoja panuje w niem i rozszerza się jak gwiazda najpiękniejsza.
Regina patrzyła na niego i słuchała z radością: czuła, że się odradza pod dźwiękiem słów, pod promieniem spojrzeń młodzieńca. On mówił wciąż:
— Kocham cię!... nie słuchaj innego głosu prócz mojego, Regino; nie myśl o niczem tylko o mnie, moja uwielbiona, nie patrz na nic tylko na moją miłość. Pozwól mi się kołysać słowy tak, jak łódka kołysze się na falach, jak kwiat kołysze się na łodydze. Kocham cię! zapomnij o ziemi dla tego słowa, umrzyjmy dla świata, i niech miłość nasza będzie wielkiem wniebowstąpieniem!
I powoli, w miarę jak mówił, twarz Reginy przybierała wyraz naturalny, barwiła się wszystkiemi kolorami szczęścia.
Harmonijne słowa Petrusa odbrzmiewały w niej, jak akordy rozkoszne. Wpół powstrzymana boleścią, która jeszcze głucho rozbijała się w głębi jej duszy, jak huk odległego pioruna, wpół porwana radością oblewającą ją, jak ciepły promień wiosenny, Regina schyliła się ku młodzieńcowi wciąż klęczącemu przed nią, objęła go w ramiona, i szepnęła z kolei:
— Kocham cię, kocham cię!
Ale szepnęła tak cicho, że słowa te otarły się o niego,
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/906
Ta strona została przepisana.