jak oddech: oczyma raczej pochwycił słodką przysięgę ulatującą w niebo na płomiennych skrzydłach, niż posłyszał uchem. Potem kilka łez upadło z oczu młodej kobiety.
Była to zachwycająca grupa: piękna, młoda, świeża. Rzekłbyś, łabędź biały i łabędź czarny pieszczące się w basenie z różowego marmuru.
Pozostali tak przez kilka minut, w cichem i miłosnem objęciu, dziewica płacząc, młodzieniec upajając się jej łzami.
Niemy ten serca duet byłby się przeciągnął w nieskończoność, ale Regina coraz bardziej zbliżała się do młodzieńca, poczuła na twarzy gorący oddech Petrusa. Zrozumiała, że usta jej dotkną się ust młodzieńca; wydała lekki okrzyk przerażenia, oparła ręce na jego ramionach, i odsuwając go z lekka:
— Oddal się, mój przyjacielu, rzekła głosem, którego wzruszenia nie chciała nawet ukrywać. Usiądź przy mnie, jak przed chwilą, i pomówimy jak brat z siostrą.
Petrus wciąż uśmiechając się ku Reginie, westchnął lekko, przysunął taburet i usiadł.
— Podaj mi obie ręce, rzekła Regina.
Petrus podał jej ręce, i tak wsparty u jej kolan, czekał aż zacznie mówić, zapytując ją oczyma.
— Czy nie domyślasz się o kim chciałabym z tobą mówić, Petrusie? zapytała.
— O twej matce, nieprawdaż Regino? rzekł młodzieniec.
— Tak, mój drogi, o matce, odrzekła, a przedewszystkiem wzywam dla niej twej litości. Opowiedzenie życia osamotnionego, które ona tu prowadzi, jakoby w więzieniu, dzieje tej ogromnej boleści, jaka maluje się na jej twarzy, a której nikt nie zna przyczyny, ugjęłyby przed nią kolana twe, gdyby tu była obecną.
— O! Regino, rzekł Petrus, wierzaj mi, że żałuję jej z głębi serca.
— Często pytałeś mnie o powód samotności tej biednej księżniczki Wschodniej, po całych dniach leżącej na poduszkach, nie widzącej świata Bożego, tylko przez otwory zasłon u okien, i za całą rozrywkę, przesuwającej ziarna różańca; często chciałeś się dowiedzieć przyczyny tej wschodniej dzikości, tego osamotnienia, gnuśności, którą przyrównywałeś do trybu księżniczek z Tysiąca Nocy. Teraz dowiesz się tajemnicy... Przeczytałam całą jej korespondencję!... O! mój drogi, zadrżałbyś czytając listy
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/907
Ta strona została przepisana.