rzyła drugą zamkniętą. Żadnego cukierka!... tylko pakiecik związany czarną wstążką, oto wszystko. Wzięła go jednak, obracała w ręku na wszystkie strony, spodziewając się zapewne, że jaki tajemniczy cukierek wysunie się z tej papierowej okładki... Nic. Już w swym zawodzie, gotowała się rzucić pakiecik, kiedy przeczytała napis: „Do księżniczki Riny.“ Powiedziałam ci już, że od dzieciństwa Pszczółka nawykła nazywać mnie Riną. Czy więc zapomniała, że to było także imię mojej matki, czy nie wiedziała o tem wcale, dość, że przyszło jej nasamprzód na myśl, iż ta paczka do mnie należy; drugą jej myślą było przynieść mi ją natychmiast. Zamknęła szufladkę, klucz włożyła na poprzednie miejsce, zapytała się o mnie, dowiedziała się że jestem w cieplarni i przybiegła cała w potach, tak jak kiedyś ją pierwszy raz zobaczył.
— Masz, księżniczko Rino, rzekła trzymając obie ręce za sobą, daję ci podarunek ślubny.
Śmiała się, ja byłam smutną.
— „Co mówisz, mały roztrzepańcze? zapytałam.
— „Mówię, że i ja mam ci też coś do ofiarowania... Pani hrabino Rappt, mam zaszczyt złożyć ci ten podarunek; jeżeli ci się nie podoba, nie moja w tem wina, bo sama nie wiem, co to jest.
I rzuciwszy mi pakiet na kolana, Pszczółka odleciała tak, jak przyszła, biegnąc co tchu. Wieczorem dopiero dowiedziałam się jakim sposobem listy te dostały się jej do rąk. Odwiązałam wstążkę: ze sto listów wypadło mi na kolana; na wszystkich nadpisane było imię, które mi dawano zwykle, ręką pana Rappta. Były one pisane po niemiecku. Otworzyłam pierwszy lepszy: na czwartym wierszu już nie potrzebowałam się dowiadywać niczego więcej... Żałuj mnie, Petrusie, a nadewszystko żałuj matki mojej!
I mówiąc te słowa, młoda kobieta z płaczem opuściła głowę na ramię Petrusa.
Petrus raz jeszcze szepnął jej do ucha kilka słów pocieszających, raz jeszcze ustami zebrał jej łzy gorące, a gdy znowu minęła burza, Regina rozpoczęła rozmowę tym samym tonem poważnym i uroczystym, na który usiłowała wprowadzić ją nim prosiła o litość dla swej matki.
— Mój przyjacielu, rzekła, teraz już wiesz tajemnicę mojego życia, trzymasz w ręku cześć moję i mojej rodziny. Późno jest, musisz odejść.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/909
Ta strona została przepisana.