on naręcze sosnowego drzewa, którem zamierza! pewnie ożywić ogień; zbliżył się do starego szlachcica, popatrzał nań chwilę, przykląkł na kolano, złożył drzewo, podniósł głowę, by znowu spojrzeć na pana i rzucił kilka bierwion na ogień. A widząc, że hrabia de Penhoel nieczuły na to co się koło niego dzieje, stoi nieruchomy jak posąg boleści:
— Błagam cię, drogi panie, rzekł, odejdź choć na godzinę, ja czuwać tu będę.
Przygotowałem posiłek w pańskim pokoju, jeżeli więc nie chce pan spać, to przynajmniej odpoczynek chwilowy doda panu siły do stania tu na wietrze.
Hrabia nie odpowiadał.
— Panie mój! nalegał sługa, już blisko doba jak nie miałeś nic w ustach...
Hrabia spostrzegł nareszcie obecność starego sługi, bo przemówił, nie odpowiadając jednak na to co słyszał.
— Czy słyszysz w oddali, jakoby turkot powozu po drodze z Paryża? zapytał.
— Nie, drogi, dobry panie; słyszę tylko huk morza i zachodni wiatr świszczący w lesie. Nie dobrze jest stać z gołą głową na takim wietrze: Panie, zmiłuj się, wróć do domu!
Hrabia opuścił głowę na piersi, jak gdyby pod ciężarem wspomnienia.
— Czy pamiętasz go, Herweyu, mówił, idąc za myślami swojemi, pamiętasz jak przyszedł na świat, jak matka podała mi go, jako widoczne błogosławieństwo Boga, co na dom nasz zstąpiło; ty byłeś już wtedy od pięciu lat u nas.
— Tak, panie mój, pamiętam, odrzekł Herwey głosem stłumionym.
— Pewnego dnia, miał wtedy lat trzy, chodził po szczycie baszty, zkąd patrzyliśmy na morze, które wtedy było w przystępie gniewu. Kobieta co go pilnowała, była dawniej jego mamką, później piastunką. Poszła ona tam z dzieckiem w nadziei, że ujrzy zdala łódź męża swojego, rybaka. Hrabina szukała wszędzie synka, weszła nakoniec na wieżę, a widząc jak dmie po jasnych włosach dziecka:
— Ależ, mamko, rzekła, nie uważasz na małego! Zaziębi się, pamiętaj, że on ma dopiero trzy lata.
Mamka, tęga chłopka, nawykła w każdej porze naprawiać sieci mężowskie nad brzegiem morza, odpowiedziała:
— A mój mały, który ma tylko cztery lata, a już jest
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/914
Ta strona została przepisana.