Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/917

Ta strona została przepisana.

— Co ty mówisz o Bogu? zawołał stary szlachcic ostro. Kiedy folwark twojego ojca, wszystkie owoce i zboże w stodołach, wszystkie bydło w stajniach i oborach, słowem wszystko co ojciec twój, starzec dziewięćdziesięcioletni uzbierał przez lat pięćdziesiąt, spłonęło w mgnieniu oka, czy myślisz Herweyu, że ojciec twój błogosławił Boga?... Kiedy fregata „Marjanna“ po długiej i niebezpiecznej podróży do Indji rozbiła się o skały przy wejściu do portu i zatonął z nią razem ładunek cały, ośmnastu majtków i stu dwudziestu podróżnych, czy sądzisz, że oni błogosławili Boga, spadając w przepaść bezdenną?... Kiedy przed sześciu tygodniami Loara wylała, unosząc z sobą miasta i wsie, czy sądzisz, że błogosławili Boga ci, co wszedłszy na dachy, wołali pomocy i ratunku, a w odpowiedzi czuli, że dom się chwieje, łamie i zapada? Nie, Herweyu, nie, oni tak jak ja myśleli.
— Panie, zastanów się, nie bluźnij, rzekł Herwey.
Lecz zaledwie stary sługa wymówił te słowa, hrabia de Penhoel upadł na kolana, wołając:
— Panie, Panie przebacz! Oto przybywa ciało syna mojego...
Jakoż w końcu wielkiej alei sosnowej, w stronie gdzie, jak powiedzieliśmy, wznosiły się dymy osady Penhoel, pomiędzy śniegiem na drodze a szarem niebem, ukazał się orszak pogrzebowy, na czele którego szedł mnich w białym habicie trzymając w ręku krzyż srebrny. Za nim czterech żałobników niosło trumnę, dalej postępował orszak złożony z kilkudziesięciu mężczyzn i kobiet.
Hrabia modlił się, a potem rzekł do Herweya:
— Niech będzie błogosławiona wola twoja o Boże, pójdźmy przyjąć ostatniego potomka Penhoelów, który powraca do zamku przodków swoich...
Pewnym krokiem zszedł ze schodów i z odkrytą głową stanął na progu bramy basztowej, wychodzącej na aleję sosnową.

XIV.
„De profundis“ nad brzegiem morza.

Kiedy hrabia de Penhoel wraz ze starym sługą przybył na próg bramy, orszak pogrzebowy przebył już dwie