Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/929

Ta strona została przepisana.

„Słowa i rodzaj męczarni wyjawiły mi imię tego cienia. Odpowiedź też moja była jasną.
„Ale cień podnosząc się nagle:
— „Jako ty powiedziałeś: „lekceważył?“ rzekł. Czy on już przestał oddychać, a miłe światło słońca już oczu jego nie rozwesela?
„A gdym ja opóźniał się z odpowiedzią zapadł w trumnę i już się nie ukazał więcej“.
A nieszczęśliwy ojciec, który znał co to boleść, potrząsał głową i mówił:
— Ten cierpiał więcej, bo cierpiał po cichu i bez skargi.
Jednakże, powoli kapłan niby ojciec dzieckiem kierujący, kierował boleścią starca po drodze rezygnacji.
Nadeszła połowa marca, i pewnego rana ksiądz Dominik pierwszy zjawił się u hrabiego. Trzymał on w ręku list a czoło miał razem radosne i spokojne.
— Panie hrabio, rzekł, dopóki nie wzywano mnie usilnie do Paryża, bawiłem u ciebie, lecz dziś muszę cię opuścić.
— Koniecznie? zapytał starzec.
— Oto list od mojego ojca, zawiadamiający, że przybywa do Paryża; a ja od ośmiu lat nie widziałem ojca!
— Szczęśliwy twój ojciec Dominiku, że ma takiego syna! Jedź mój przyjacielu, nie zatrzymuję cię.
Ale mnich, rozważając podług daty listu, oświadczył hrabiemu, że wyjedzie dopiero jutro z rana.
Dzień ten przeszedł tak jak poprzednie, tylko jeszcze smutniej.
Ostatni wieczór przepędził w pokoju Kolombana.
Hrabia nalegał na Dominika, ażeby powrócił jak tylko nic go już nie będzie zatrzymywać w Paryżu. Dominik przystał z całego serca. Obiecał nadto, że będzie często pisywał, co wielką mogło przynieść ulgę starcowi.
Długo w noc rozmawiali nie troszcząc się o późną godzinę.
Dominik po raz dziesiąty opowiadał hrabiemu szczegóły z życia syna, nie pomijając najdrobniejszych wypadków, lecz doszedłszy do głównego powodu śmierci Kolombana, zatrzymał się.
— Mów dalej! rzekł hrabia.
Ale mówić nieszczęsnemu ojcu o kobiecie, która sprowadziła śmierć jego syna, było to coś takiego, do czego potąd Dominik bał się przystąpić; gdyby nawet ojciec wy-