Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/935

Ta strona została przepisana.

głównie schylając się przed Karmelitą, z tem pierwszeństwem, jakie od ludzi należy się wdowie.
Obydwie skłoniły się, Fragola powstawszy, Karmelita siedząc, gdyż biedne jej ciało tak było słabe, że nie mogła ustać na nogach.
Fragola podsunęła księdzu fotel.
Podziękował, ale oparłszy rękę o poręcz, nie usiadł.
— Siostro, rzekł, wracam z długiej i bolesnej pielgrzymki: przybywam wprost z zamku Penhoel.
Na te słowa twarz Karmelity okryła się taką bladością, że Fragola padła przed nią na kolana i ściskając ręce jej w swoich:
— Siostro, rzekła, pamiętaj o przyrzeczeniu.
— Z zamku Penhoel, wyrzekła z cicha Karmelita. Więc widziałeś się z hrabią, ojcze?
— Widziałem, moja siostro.
— O! nieszczęśliwy, nieszczęśliwy ojciec! zawołała Karmelita, rozumiejąc dobrze, że i dla innego serca istniała, boleść równie wielka, jak dla niej, jeśli nie większa.
Ksiądz Dominik odgadł wszystko co działo się w duszy Karmelity.
— Hrabia na Penhoelu, rzekł, jest godnym i zacnym ojcem. On ciebie żałuje, moja siostro, a ja ci przynoszę błogosławieństwo.
Karmelita wydała okrzyk, miała dosyć siły, żeby się podnieść i osuwając się na kolana, znalazła się u nóg księdza Dominika.
— A! mój ojcze! mój ojcze! rzekła tonąc we łzach, więc mnie nie przeklął?
Więcej nie mogła wyrzec; oczy jej się zamknęły, twarz pobielała jak alabaster, ręce opadły, głowę zwiesiła i z westchnieniem, które zdawało się ostatniem, zemdlała.
— Mój Boże! wyrzekł mnich przestraszony tym widokiem, czyż znowu sługę swego uczyniłeś śmierci posłańcem?...
Fragola miała pod ręką wszystkie sole, jakich używała w podobnych razach, gdyż zemdlenia Karmelity przypadały dość często. Dała jej powąchać, potem, tarła czoło octem.
Omdlenie wciąż trwało.
Fragola wzięła flakonik z kwasem octowym, którym nacierała piersi przyjaciółki.