Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/948

Ta strona została przepisana.

przywitać, odezwać się, lub choćby podać rękę, ukląkł przy filarze i zmówiwszy gorącą modlitwę dziękczynną, ujął rękę ojca, a całując ją z miłością i uszanowaniem, wymówił tylko te dwa słowa, które dobrze stosować się mogły do Boga, jak i do człowieka, u którego nóg klęczał:
— Ojcze mój!

III.
Co się działo w kościele Wniebowzięcia dnia 30-go marca 1827 roku.

W chwili, gdy orszak pogrzebowy wyruszał z domu by się udać do kościała, dawni uczniowie szkoły szalońskiej, którą był założył nieboszczyk książę, prosili o pozwolenie niesienia ciała. Jeden z ministrów Karola X-go, książę de la Rochefoucauld-Doudeauville, bliski krewny nieboszczyka, udzielił pozwolenie w imieniu całej rodziny.
Orszak więc ruszył zwolna, uroczyście i w największym porządku przybył do kościoła.
Tłum zgromadzony po obu stronach ulicy i milczący, ustępował i odkrywał głowy z uszanowaniem w miarę, jak się zbliżała trumna.
W orszaku znajdowało się mnóstwo osób dostojnych nazwiskiem i czynami, których tu nie wymieniamy. Powiemy tylko, że przy wnijściu na dziedziniec kościelny znajdował się między innemi człowiek, który odegrał już rolę w roku 1789, a miał jeszcze odegrać podobną w roku 1830, a był nim znakomity i dobry de la Fayette.
— Zamieniał on od czasu do czasu z mężczyzną mogącym mieć około lat czterdziestu, kilka słów, głosem pełnym szacunku, jaki zacny starzec miał dla każdego.
Człowiekiem tym, którego nazwisko już kilka razy wspominaliśmy, był pan Antenor de Marande, mąż jednej z czterech koleżanek zakładu St. Denis, które widzieliśmy zgromadzone około łoża Karmelity, a którą oznaczaliśmy dotąd tylko imieniem Lidii.
Pan de Marande, mając podówczas lat przeszło czterdzieści, był to piękny i wytworny bankier o płowych włosach, z brodą podobnąż, oczyma błękitnemi; Zęby miał białe, twarz czerstwą, słowem wyglądał na lat trzydzieści pięć. Jedną z głównych cech jego była dystynkcja, nie