Gibassier przeto postanowił jechać przaz Toul, Ligny i St. Dizier, ale o pół mili od Vitry zatrzymać się kazał, gdyż powóz wywrócił się nagle, bo oś przednia pękła.
W tak nieprzyjemnym stanie znajdował się już od pół godziny, gdy kareta pocztowa Sarrantego ukazała się na szczycie pagórka.
Zbliżywszy się do wywróconego powozu, Sarranti wyjrzał z okna i spostrzegł madiara starającego się napróżno, wraz z woźnicą, przywieźć do jakiegośkolwiek ładu oś zepsutą. Sama już grzeczność nie dozwalała zostawiać go w takiem położeniu; generał więc rad nie rad, zaprosił go do karety, Gibassier zaś oświadczył, iż z łaski takowej korzystać będzie tylko do Vitry gdzie też znaleziono się po dwudziestu minutach jazdy.
Sarranti, podróżujący pod nazwiskiem pana de Bornis, zapotrzebował koni, szpieg zaś jakiegokolwiek wózka.
Pan de Bornis, pożegnawszy madiara, ruszył przodem, kazawszy jechać drogą do Fére-Champenoise. Gibassier postępował nieopodal, obiecując woźnicy pięć franków za dopędzenie i ciągłe trzymanie na oku karety.
Jechali szybko, lecz po przybyciu na stację nie zastali żywej duszy; rozpytywali gospodarza poczty i stajennych, zapewniano ich przecie, że żadna kareta nie przejeżdżała tędy od wczoraj.
Widocznie Sarranti nieufał i zwrócił na Chalons. Gibassier zatem o wiele wyprzedzony został.
Ani minuty nie miał do stracenia, jeśli chciał ubiedz uciekającego w Meaux.
Agent wydobył szybko z wielkiego tłomoka zupełny przybór gońca gabinetowego, mundur złoto-niebieski, skórzane spodnie, botforty i wąsy i kazał podać sobie konia, na którym bez wytchnienia leciał mil piętnaście, zanim stanął przed bramą miasta owego, lecz powiedziano mu iż żadna podobna kareta nie przejeżdżała dotąd.
Goniec zatrzymał się, kazawszy przyrządzić sobie po siłek w kuchni; spożywał dar Boży i czekał. Drugi koń osiodłany stał przed oberżą. Po upływie godziny Sarran nadjechał.
Noc była ciemna.
Sarranti, wypił szklankę bulionu i ruszył na Claye do Paryża.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/958
Ta strona została przepisana.