Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/960

Ta strona została przepisana.

— A kto to taki?
— No, pan Poirier, mówię.
— Obcy jest, dla mnie przynajmniej.
— О! Boże, wszak to dzierżawca z naszej okolicy, w którego holenderniach mieści się do czterystu sztuk wyborowego bydła i nie znasz go! Tem gorzej, bo ma on przybyć tu karetą z Plat-d’Etain o jedenastej wieczorem; znasz ją zapewne?
— Wcale nie znam tej karety.
— O! widzę teraz, iż z niczem obznajmiony nie jesteś! Czegóż to uczyli cię rodzice, jeśli nie znasz ani pana Poirier, ani nawet karety pocztowej idącej z Plat-ď’Etain?
— Mów nareszcie, dokąd zmierzasz z tym panem Poirierem?
— Otóż, chciałem zaofiarować ci sto su w jego imieniu, ale skoro go nie znasz...
— Możesz nas przecie zaznajomić w jednej chwili.
— Jakto?
— Wreszcie, co mamy rozprawiać; wszak nie da mi pieniędzy dla moich pięknych oczu;
— Naturalnie, tembardziej, że zezem patrzysz...
— Mniejsza o to; ale dlaczego to ten pan Poirier upoważnił cię, żebyś dał mi sto su?
— Oto, dla zatrzymania w oberży na jego mieszkanie pokoiku. Ponieważ zdarzają mu się częste do załatwienia sprawy na przedmieściu św. Germana, rzekł mi: Charpillon! to właśnie imię me przechodzące w rodzie naszym z ojca na syna, Charpillon! wręczysz te ładne pieniążki dziewczynie z pod Sułtana za tę sprawę; a gdzież ona?
— Próżno jej szukasz; daj mnie, a zatrzymam pokój tak dobrze jak numerowa.
— A! do djabła! widzę, że mniej głupi jesteś niżeli ci patrzy z oczu!
— Bardzo dziękuję za tak łaskawą pochwałę.
— Bierz więc zapłatę, a czy poznasz go gdy nadjedzie?
— Kogo? pana Poirier? zapytał chłopiec.
— Szczególniej, jeśli raczy wypowiedzieć swoje nazwisko.
— O! natychmiast, cóż bo myślisz, miałby za potrzebę ukrywać się?
— A zatem, możesz być pewny, iż wprowadzę go pod numer jedenasty.