Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/962

Ta strona została przepisana.

Zagasił światło i wyjrzawszy oknem dostrzegł pana Barranti, zmierzającego w stronę ulicy Saint-Andre-des Ares.
— Choć wiem, że wróci, mówił w duchu, lecz nie próżnujmy, nie zaniedbujmy rzemiosła i dowiedzmy się gdzie poszedł.
Popędził więc ze schodów i poszedł ulicą Bussy, targiem St. Germain, placem St. Sulpicjusza i ulicą Pot-de-fer, gdzie spostrzegł pana Sarranti gdy przestępował próg domu, nie spojrzawszy nawet na numer jego. Lecz Gibassier ciekawszym być musiał, bo zobaczył numer dwudziesty ósmy; poczem posunął się pod mury pałacu Cossé-Brissac i czekał.
Niedługo to trwało, bo Sarranti zaledwie wszedł, zaraz wyszedł. Ale zamiast udać się w dół ulicy Pot-de-fer, poszedł ku górze, czyli minął czatownika, który skrył się za ścianę, następnie zawrócił w ulicę Vaugirard. Po pewnym czasie przebył w poprzek plac św. Michała, zagłębił się w ulicę pocztową i stanął nareszcie przed domem, na którego numer spojrzał.
Czytelnikom znaną już jest ta budowla, a jeśli zapomnieli, to ją rozpoznają za pierwszą wskazówką. Położona z boku przesmyku de Vignes, a wprost ulicy o Studni Gadającej, była tym samym domem, w którym znikli carbonari, daremnie później poszukiwani przez pana Jackala, a tak cudownie znalezieni w Studni Gadającej.
Były galernik wzdrygnął się na ten widok, dreszcz zimny przebiegł go całego, a pot wystąpił na czoło; pierwszy to raz po odjeździe z Hotel-Dieu do Kehl, doznał on wrażenia bolesnego.
Ulica pustą była o tej godzinie. Sarranti, stanąwszy na miejscu, czekał zapewne z wejściem na przybycie czterech towarzyszów. Wkrótce trzej ludzie w płaszczach ukazali się i zbliżyli do Sarrantego a zamieniwszy z nim znaki wszyscy czterej czekali na piątego, gdyż jak wiemy, piątkami wchodzili do domu.
Gibassier spojrzał w około czy ów piąty nie nadchodzi, a nie spostrzegłszy go nigdzie, postanowił wykonać nagle dzieło mistrzowskie.
Wtajemniczony przez pana Jackala we właściwości domu owego, jak i znajomość znaków wolnomularskich, postąpił do zebranych i uczynił odpowiednie uściśnienie dłoni; a to wprowadziło go we wnętrze groźnego przybytku, który