Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/967

Ta strona została przepisana.

— Idę więc, rzekł Gibassier, widząc w jak fałszywem znalazł się położeniu.
— W takim razie, będę miał wysoki zaszczyt zaofiarować panu własne ramię, odezwał się policjant, a ci dwaj panowie postępować raczą za nami, bo masz pan minę takiego zucha, który mógłby zwinąć chorągiewkę przy pierwszym zakręcie ulicy.
— Spełniam więc obowiązek, westchnął Gibassier, spoglądając ku niebu, jak gdyby Boga samego chciał wezwać na świadectwo, iż walczył do końca.
— Dalejże! ręka twoja potrzebniejsza mi jest od tego wszystkiego, rzekł na to skupienie ducha policjant.
Gibassier znając wyśmienicie sposób, w jaki więzień wsuwa swą rękę pod ramię sługi sprawiedliwości, niedał się prosić dłużej.
— Nie poraz pierwszy zapewne, zdarza ci się wypadek podobny? rzekł.
Goniec dworski spojrzał na mówiącego z miną człowieka: „Bardzo dobrze! zobaczymy jednak, czyje będzie na wierzchu“ i odezwał się stanowczo:
— Ruszajmy!
I udali się na ulicę Jerozolimską.

VII.
Walne zwycięztwo Gibassiera.

Tam to właśnie policjant skierował podejrzaną osobistość, a rozumie się, iż stosownie do środków obmyślanych przez niego, ucieczka stawała się niepodobną.
Na chwałę jednak Gibassiera dodać należy, iż ani pomyślał o takowej, co więcej, mina jego drwiąca wraz z uśmiechem politowania igrającym na wargach, objawiała spokojną pewność siebie. Słowem, zdało się, iż powziął był ostateczne postanowienie i posuwał się naprzód, raczej jak męczennik.
Sługa sprawiedliwości rzucał nań od czasu do czasu ukośne spojrzenie i widział, że w miarę zbliżania się do prefektury, zamiast smutnieć, prowadzony wyjaśniał czoło.
Spokój ów pogodny, jaki nawiedzać zwykł jedynie czoła niewinne, niepokoić zaczynał przewodnika. Z początku ani wątpił, że sprowadza nielada zdobycz w ręce sprawie-