Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/970

Ta strona została przepisana.

odepchnął pierwsze wrażenie, gdyż nieodzowną rzeczą było usprawiedliwić się przed naczelnikiem; zacisnął więc dłoń więźnia jak kleszczami, i z niewolnika stając się żandarmem, poprowadził go gwałtem do prefektury.
Dziedziniec zapełniony był w tej chwili masą pospólstwa.
Co tu robił ten tłum?
Wspominaliśmy, iż w powietrzu dawało się uczuwać wtedy coś podobnego do zaburzeń; lud ów przeto składały osobistości mające rolę grać w nich, i przychodzące po hasło.
Galernik, nawykły niegdyś wstępować w progi tej miejscowości w kajdankach, oddalać się zaś w wózku okratowanym, doznawał prawdziwej radości czując się obecnie przyprowadzającym zdobycz.
I w rzeczy samej, wejście Gibassiera, miało pozór czegoś nader uroczystego. Wzniósł głowę dumnie, podczas, gdy towarzysz sunął się za nim, jak zdemontowana fregata postępuje za potężnym okrętem.
Szmer zadziwienia przebiegł po owym tłumie zbitym w masę. Sądzono, że Gibassier dotąd rozkoszne się życiem galer w Tulonie, gdy tymczasem on zjawiał się w postaci naczelnika w pełni rozwiniętych czynności.
Lecz Gibassier spostrzegł niepewność ludu, kłaniać się zaczął w prawo i lewo przyjacielsko i opiekuńczo, tak, iż wielu znalazło się, którzy przypadli do niego z oznajmieniem przyjemności jakiej doznają, z przyczyny szczęśliwego powrotu galernika.
Wszystko to dziwiło niepomiernie sługę sprawiedliwości, na którego Gibassier spoglądał teraz okiem litościwem.
Przybyłych stawiono przed dziekanem (doyen) brygady, sławnym fałszerzem, który, jak Gibassier, po niejakich warunkach ugody między nim a panem Jackalem, wyjrzał śmiało na świat boży z ponurego Brestu.
Tym sposobem nie znali się ci zbrodniarze, lecz nowy agent, w samotności dumań u brzegu Śródziemnego morza, tak często słyszał o znakomitym starcu owym, że od wielu już lat pragnął gorąco uścisnąć jego czcigodną rękę.
Dziekan przyjął go istotnie po ojcowsku.
— Synu mój! rzekł, dawno już pragnąłem ujrzeć cię znając dobrze twego ojca.
— Ojca? pomyślał zdziwiony zbrodniarz, który nie znał nigdy rodziców.