— Istotnie, a w jaki sposób dowiedziałem się, posłuchaj pan...
Wtedy Gibassier wyłożył naczelnikowi całkowite dzieje ulicy Pocztowej, jak wszedł do domostwa i dowiedział się o mającem nastąpić zebraniu członków w owym kościele o godzinie dwunastej.
Jackal przysłuchiwał się z bacznością, wyrażającą milczący hołd dla przebiegłości Gibassiera, a kiedy ten skończył, odezwał się:
— Czy więc myślisz, iż dużo ludzi zgromadzi się na tym pogrzebie?
— Sto tysięcy, co najmniej!
— A w kościele?
— Ile pomieścić zdoła jego wnętrze: dwa do trzech tysięcy.
— Nie łatwo więc znaleźć przyjdzie tego człowieka w tak ogromnym tłumie.
— O! ewangelia nasza mówi przecież: „szukajcie, a znajdziecie“.
— Otóż, ja chcę oszczędzić ci tej pracy.
— Pan?
— Ja! O dwunastej znajdziesz go wspartym o trzeci filar z lewej strony od wejścia.
Na razie, dar podwójnego wzroku takie głębokie wrażenie uczynił na policjancie, iż nie odpowiedziawszy i słowa, skłonił się i wyszedł.
Gibassier oddalał się z biura przy ulicy Jerozolimskiej w tej samej chwili, kiedy po wręczeniu obrazu św. Hyacynta Karmelicie, Dominik wychodził z ulicy Tournon.
Dziedziniec prefektury zaległa pustka, trzej tylko ludzie znajdowali się na obszernym placu. Z pomiędzy nich odłączył się jeden człowiek wychudły, o cerze oliwkowej, czarnych błyszczących oczach i świetnej białości zębach.
W człowieku tym, który zbliżył się do Gibassiera, galernik poznał Carmagnola, zaufanego pana Jackala, który w Kehl doręczył mu rozkaz wspólnego naczelnika. Gibassier czekał, uśmiechając się i wyciągnął rękę na powitanie.