Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/983

Ta strona została przepisana.

gdy odpowiedziałam, że jeszcze nie wrócił, rzekł: „oświadczam więc pani, iż zjawi się dziś wieczorem, albo jutrzejszego rana.“ Czyż to nie przestraszające?
— „Zapewne.“
— A! odpowiedziałam, na honor Periny! bardzo jestem z tego rada! „Czyż dlatego, że jest waszym spowiednikiem?“ zapytał przybyły z uśmiechem. — „Panie! zawołałam, wiedz, że nie wyznaję grzechów przed tak młodymi ludźmi.“ „Wyśmienicie! prosiłbym więc o pióro, napiszę do niego, czy tylko znajdzie się pieczątka?“ „O! co tego to nie posiadam,“ odpowiedziałam.
— „I rzeczywiście nie miałaś?“ zapytała Barbetta.
— Miałam! ale po co mi czynić ofiarę z laku, czy pieczątek jakiemuś tam nieznajomemu?
— „Tak, z czasem stałoby się to upadkiem twoich zasobów“.
— Nie dlatego, lecz żądać od kogoś pieczątki do listu, to wygląda na nieufność.
— „Tak, ozwała się Barbetta, a przytem przeszkadza przeczytać list po odejściu oddawcy. Ale ten, jak widzę, jest zapieczętowany?“
— Nie mów mi już o tem! póty przetrząsał pugilares, aż wyszukał jakiś stary opłatek.
— „Tak, że nie wiesz co w liście stoi?“
— A cóżby mi przyszło z wiadomości, że pan Sarranti bawi tu pod nazwiskiem Dubreuila, i że ma dziś o dwunastej czekać na księdza Dominika przy trzecim lewym filarze w kościele Wniebowzięcia?
— „Zatem odczytałaś?“
— Ciekawą byłam dlatego właśnie, że za pilnie ukrywał.
— W tej chwili, opowiadał dalej Carmagnole, zadzwoniono na wieży św. Sulpicjusza, i odźwierna krzyknęła:
— A! zapomniałam, iż pogrzeb o dziewiątej, a mój mężulek pije dotąd! Kogóż mam zostawić tu na straży, chyba kota naszego?
— „A mnie to nie masz?“ zapewniała Barbetta.
— Naprawdę? oddałabyś mi tę przysługę?
— „Takie głupstwo!“
Na tak uprzejme zapewnienie, wynajmująca krzesła udała się do właściwych jej posług, zakończył Carmagnole.
— Rozumiem, zauważył Gibassier, twoja Barbetta została, dla odczytania listu, bo otworzyć go nie tak wielka sztuka.