Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/986

Ta strona została przepisana.

Po chwili, Carmagnole stał już z prawego boku ojca, drugi zaś zbir z lewego boku syna.
Mszę rozpoczęto, a po jej wysłuchaniu ze skruchą, młodzieńcy ze szkoły Szalońskiej, którzy nieśli byli zwłoki do świątyni, zbliżyli się do trumny dla odprowadzenia jej ла cmentarz. Nagle jednak, gdy zaczęli brać się do owego dzieła miłości chrześciańskiej, mężczyzna czarno przybrany, wysoki, bez żadnych oznak stanu, wyrósł naraz jakby z posadzki i głosem człowieka, który czuje się w prawie rozkazywania ludowi:
— Proszę panów nie ruszać tej trumny, odezwał się.
— Dlaczego! jakto! pytali młodzieńcy w zdumieniu.
— Nie potrzebuję zdawać panom rachunku, rzekł, a zwróciwszy się do dozorcy pogrzebowego, dodał: Wasi tragarze urzędowi gdzie są?
Urzędnik, zbliżywszy się rzekł:
— Ależ sądziłem, że ci właśnie panowie przenieść mają trumnę.
— Nie znam ich! krzyknął gwałtownie czarny mężczyzna. Każ pan przyjść natychmiast swoim ludziom.
Zrozumieć łatwo, jakie zamieszanie zrodzić musiał wypadek tak nie spodziewany. Lecz nieznajomy snać przekonany był o potędze swojej, bo hałas ten przyjął uśmiechem pogardy.
— Tragarze! powtórzył spokojnie.
— Nie, nie! krzyczeli uczniowie, którym tłum wtórował.
— Jakiem prawem chcesz nam pan zabraniać oddania ostatniej przysługi naszemu dobroczyńcy, wołali wciąż młodzi ludzie, kiedy nas do tego upoważniła rodzina?
— Fałsz! rzekł nieznajomy, rodzina właśnie opiera się bezwarunkowo przeprowadzeniu ciała inaczej, jak zwykłym sposobem.
— Czy to prawda panowie? pytali młodzieńcy stojący obok hrabiego Gaetana i Aleksandra de la Rochefoucauld synów zmarłego, którzy podchodzili wówczas, by stanąć za trumną ojca.
Wszystko to odbywało się wśród niezrównanego hałasu, gdy pytanie owo sprowadziło ciszę zupełną. Fale wzburzonego ludu rade były posłyszeć odpowiedź hrabiego, którą ten poważnym głosem wyrzekł:
— Rodzina bynajmniej się nie sprzeciwia, owszem, upoważniła was, panowie, i teraz upoważnia.