Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/995

Ta strona została przepisana.

— Istotnie, nie pamiętam.
— Czy chcesz pan, żebym cię zaprowadził na drogę?
— Zrobisz mi pan prawdziwą przyjemność.
— Otóż, tego niższego widziałeś pan w chwili, gdy się wyprawiał na galery, a drugiego widziałeś pan, kiedy z nich powracał.
— Tak, tak, tak!
— A teraz, czy pamiętasz pan?
— Ba! znam ich jak zły szeląg; są to oficjaliści z mojego biura. Ciekawym co oni tam robią?
— Ależ zdaje mi się, że oni pracują na pański rachunek, kochany panie Jackal.
— Ej! odezwał się pan Jackal, może też oni pracują na swój własny. To im czasami się zdarza.
— Rzeczywiście, wtrącił Salvator, otóż jeden z nich obcina zegarek aresztowanemu.
— A co, nie mówiłem?... A! kochany panie Salvatorze, nasza policja jest bardzo źle urządzoną!
— Nie mnie to mówcie takie rzeczy, panie Jackal.
I nie chcąc być zapewne widzianym dłużej w towarzystwie pana Jackala, Salvator zrobił krok wstecz i pożegnał go.
— Bardzo cieszę się z przyjemnych kilku chwil rozmowy, panie Salvatorze, zakończył naczelnik policji.
Odszedł i prędkim krokiem skierował się do gromady, w której Gibassier i Carmagnole usiłowali ująć pana Sarranti.
Powiadamy „usiłowali“, bo lubo ujęty za kołnierz, pan Sarranti bynajmniej nie uważał się za aresztowanego. Nasamprzód próbował on rokowania. Na te słowa: „W imieniu króla, aresztuję pana!“ wymówione na raz w oba uszy przez Gibassiera i Carmagnola, odpowiedział głośno:
— A to za co?
— Tylko bez skandalu! rzekł wtedy półgłosem Gibassier, znamy pana.
— Znacie mnie? zawołał Sarranti rzucając oczyma w prawo i w lewo.
— Tak, pan się nazywasz Dubreuil, rzekł Carmagnole.
Przypominamy sobie, że pan Sarranti napisał do syna jako jest w Paryżu pod nazwiskiem Dubreuil, i że pan Jackal, ażeby z tego aresztowania nie robić sprawy poli-