Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/105

Ta strona została przepisana.

cię widocznie, panie gamoniu, panie purytaninie, panie z Ameryki, uf!...
I staruszek, w braku zębów, gryzł dziąsłami popielatą łosiową rękawiczkę, tak wielką, że nie jedna, ale dwie jego ręce bezpiecznieby się w niej schowały.
— A gdyby, co zresztą jest nieprawdopodobne, gdyby królowa naprawdę mnie szukała?... Gdyby tak było... gdyby naprawdę mnie szukała... przedrzeźniał starzec, tupiąc nogami — ależ ten niedołęga to nie moja krew, to nie Taverney, doprawdy!...
— Nie jestem z twojej krwi, mój ojcze — oburknął Filip złośliwie.
I, wznosząc oczy ku niebu, dodała pocichu;
— Jakże Bogu za to dziękuję!
— Jeszcze raz mówię ci, mój panie, że królowa cię wzywa, że cię szuka...
— Masz widzę dobry wzrok, mój ojcze, — odparł sucho Filip.
— Zaczekaj — zaczął łagodniej starzec, usiłując pohamować zniecierpliwienie — zaczekaj, niech ci się jaśniej wytłumaczę. Przyznaję, że masz swoją rację, lecz ja mam doświadczenie; mój drogi Filipie, spróbuj-że mnie nareszcie zrozumieć.
— Od kwadransa już staram się o to napróżno, mój ojcze — odpowiedział młody człowiek.
— O! — pomyślał starzec — spadniesz ty wkrótce z obłoków, mój panie amerykaninie, mój kolosie; masz ty pewną słabą stronę, poruszę cię, gdy jej dotknę staremi mojemi szponami. Zobaczymy!
I zaczął znowu:
— Powiedz mi, czyś nie zauważył pewnej rzeczy?...
— Jakiej?
— Takiej, która naiwności twoje] zaszczyt przynosi?...
— Słucham cię, ojcze.
— Rzecz bardzo prosta, powracasz z Ameryki, a wyjechałeś tam w chwili, w której był tylko król, a królowej nie było; była pani Dubarry, majestat nieszczególny; powróciłeś, ujrzałeś królową i powiedziałeś sobie: szanujmy ją.
— Nieinaczej.
— Biedne dziecko! — powiedział z ironją stary Ta-