powiedział z uśmiechem de Charny, uspokojony obrotem, jaki opowiadanie przybrało.
— Mniejsza, przypuśćmy, że było pięć mil tylko i nie mówmy o tem więcej, — przerwał hrbaia d’Artois, wtrącając się do rozmowy.
— Dobrze, kochany bracie, — dokończyła królowa; — lecz najpiękniejszą jest ta okoliczność w tem wszystkiem, że pan de Charny nie usiłował wcale dowiedzieć się nazwiska dwóch nieznajomych, którym wyświadczył przysługę, że odwiózł je do miejsca, jakie mu wskazały, że oddalił się, nie odwróciwszy głowy, tak, iż panie obie wymknęły mu się z pod opieki, nie będąc wcale niepokojone.
— Wzniosie! prawdziwie wzniosie!... — wykrzyknięto chórem.
— Panie de Charny, — odezwała się królowa — król pomyśli niezawodnie o wywdzięczeniu się panu Suffren, twojemu wujowi; ja zaś z mej strony chciałabym bardzo uczynić coś dla siostrzeńca tego wielkiego człowieka.
I podała mu rękę. Gdy Charny, blady z rozkoszy, usta do niej przycisnął, Filip, blady z bólu, ukrył się w obszernych fałdach firanek salonu. Andrea pobladła również, ani się domyślała wszakże, ile jej brat przecierpiał w tej chwili. Odezwanie się hrabiego d‘Artois położyło koniec tej scenie, bardzo obiecującej dla badacza.
— Ah! mój bracie, kochany hrabio Prowancji — zawołał — przybywajże, przybywaj, straciłeś już i tak sposobność asystowania przy przyjęciu pana de Suffren. Szkoda, wielka szkoda, bo pewno, chwila ta zostanie niezatarta w sercu każdego francuza! Jakim sposobem, u licha, mogłeś się spóźnić, ty, człowiek tak ścisły we wszystkiem?
Hrabia Prowancji przygryzł wargi, powitał z roztargnieniem królową i zaledwie zdobył się na jakąś rozmowę ogólną. Potem szepnął cicho panu de Favras, kapitanowi straży.
— Jak on, u djabła, znalazł się w Wersalu?
— Wasza Wysokość — odpowiedział zapytany — od godziny łamię sobie nad tem głowę napróżno.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/122
Ta strona została przepisana.