Po odejściu królowej pani de la Motte, jak wiemy, przeliczyła z zadowoleniem sto luidorów, które tak cudownie z nieba jej spadły.
Pięćdziesiąt pięknych sztuk, po czterdzieści osiem liwrów każda, rozłożone na prostym stoliku, połyskujące przy świetle lampy, zdawały się urągać nędznym gratom, stanowiącym umeblowanie strychu. Ponad przyjemność posiadania, nie było już teraz dla pani de la Motte większej rozkoszy, niż możność popisania się swym skarbem. Ponieważ służąca była niepożądaną powiernicą jej niedostatku, zapragnęła jej pochwalić się przedewszystkiem.
— Klotyldo!...
Stara ukazała się we drzwiach.
— Chodźno i zobacz.
— O! pani — zawołał sługa, składając ręce i wyciągając szyję.
— Byłaś już w strachu o pensję swoją? — powiedziała hrabina.
— Ależ, proszę pani, ani słówka przecie nigdy nie pisnęłam o tem. Że zapytałam panią hrabinę, kiedy mi będzie mogła zapłacić, to nic dziwnego; od trzech miesięcy ani grosza nie dostałam.
— Jak myślisz, czy wystarczy to na zaspokojenie twojej należności?
— Jezusie! gdybym to miała, byłabym już na całe życie bogata.
Pani de la Motte spojrzała na starą i wzruszyła ramionami z niewysłowioną pogardą.
— Dobrze — rzekła — że niektórzy przynajmniej pamiętają, czem są i jakie nazwisko noszą, gdy tymczasem ci, co powinni o tem pamiętać, zapominają bardzo często.
— I na co pani użyje tych pieniędzy? — zapytała pani Klotylda.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/123
Ta strona została przepisana.
XIII
STO LUIDORÓW KRÓLOWEJ