tu widziała, wydało jej się tak pięknem, że straciła nadzieję, aby mogła kiedykolwiek przyjść do posiadania czegoś podobnego. Pochlebiało jej, że pan Fingret tak dobrze o niej trzymał, lecz obawiała się, by środków jej nie przeceniał. Przeklinała swoją pychę, żałowała, że się za prostą mieszczankę nie podała. Ale mądrej głowie dość na słowie, potrafi ona wyciągnąć dla siebie korzyść z najtrudniejszego nawet położenia.
— Zupełnie nowych mebli wcale sobie nie życzę — powiedziała.
— Pani hrabina mebluje mieszkanie komuś ze znajomych.
— Zgadłeś pan. Pojmujesz zatem, że takie mieszkanie...
— Rozumiem. Racz pani wybrać tylko — odpowiedział Fingret, szczwany jak każdy kupiec paryski, a obojętny na to czy nowe czy stare rzeczy sprzedaje, byle tylko na jednych i drugich zyskać jak najwięcej.
— Ten garnitur złotego koloru naprzykład — zapytała hrabina.
— O!... to wcale niedrogie, składa się tylko z dziesięciu sztuk.
— Do pokoju średniej wielkości — odrzekła hrabina.
— Nowiuteńki, proszę patrzeć.
— Nie nowy... przerobiony.
— Nie przeczę — odparł, śmiejąc się pan Fingret; — lecz tak, jak go pani widzi, wart jest osiemset franków.
Usłyszawszy tę cenę, hrabina zdrętwiała; jak tu się przyznać, że ona, pochodząca z rodziny Walezjuszów, poprzestać musi na meblach odnawianych i w dodatku, że nie jest w stanie poświęcić na nie ośmiuset franków. Udała nieukontentowanie.
— Któż tu mówi o kupnie. Skąd panu przyszło do głowy, żebym chciała nabywać tę starzyznę?... Chodzi mi o wynajęcie, a przytem...
Fingret skrzywił się, kupująca zaczynała tracić w jego wyobrażeniu. Nie chodziło jej więc o kupno mebli nowych lub przerabianych, lecz o wynajem poprostu.
— Życzyłaby pani zatem, wynająć ten garnitur złocisty — zapytał, — czy rocznie, łaskawa pani?...
— Nie, miesięcznie. Dla kogoś przybyłego z prowincji.
— Sto franków na miesiąc, szanowna pani.
— Żartuje pan chyba; mój panie, tym sposobem, po
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/128
Ta strona została przepisana.