Książę spojrzał na zegar.
— Wpół do piątej już, mój kochany!
— I oto, mości książę, koń wpada w dziedziniec. Jest lokaj!
— O!... gdybym mógł jeszcze ze dwadzieścia lat być w ten sposób obsługiwanym — mówił stary książę, powracając do lustra, podczas gdy marszałek dworu pędził do swego zajęcia.
— Dwadzieścia lat! — podchwycił głos wesoły, który przeszkodził księciu spojrzeć w zwierciadło — dwadzieścia lat! drogi książę, życzę ci ich z całego serca, chociaż ja wtedy będę miała już sześćdziesiąt!
— To ty, hrabino! — zawołał Richelieu — ty najpierwsza? Boże wielki! jakżeś zawsze cudownie piękna i świeża!
— Bo-m okropnie zmarznięta.
— Przejdź, proszę, do buduaru.
— Pragniesz sam na sam, książę?
— Przybywam na trzeciego — odezwał się drżący głos.
— Taverney! — zawołał książę. — Niech go wszyscy djabli porwą, szkaradnie nam przeszkodził — szepnął do ucha hrabinie.
— Błazen! — mruknęła Dubarry, parskając śmiechem.
I wszyscy troje przeszli do buduaru.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/13
Ta strona została przepisana.