Nazajutrz, Joanna, nie tracąc nadziei, rozpoczęła nanowo toaletę swoją i porządkowanie apartamentu. Wybiła siódma, ogień płonął w salonie na kominku, gdy wtem kareta jakaś zaturkotała u wjazdu w ulicę świętego Klaudjusza. Tym razem Joanna nie miała czasu wyjrzeć już oknem. Po chwili rozległ się dzwonek, a serce pani de la Motte zabiło tak gwałtownie, że uderzenia jego możnaby słyszeć dokładnie. Zawstydzona tem nierozsądnem wzruszeniem, pani hrabina nakazała sobie milczenie, ułożyła zręcznie haft na stoliczku, nowe nuty na klawikordzie, a gazetę rzuciła na krzesło przy kominku.
Po upływie kilku sekund Klotylda oznajmiła:
— „Osoba, która pisała przedwczoraj“.
— Prosić! — odpowiedziała Joanna.
Chód lekki, trzewiki skrzypiące, głowa wzniesiona, postać dorodna, w aksamity i jedwabie przybrana, a wydająca się niezwykle wysoką w tym szczupłym apartamencie, oto co przedstawiło się oczom hrabiny, gdy powstała na przyjęcie. Dotknęło ją przedewszystkiem nieprzyjemne incognito przybyłego.
— Z kim mam zaszczyt? — odezwała się z ukłonem protektorki raczej, niż protegowanej.
Książę zerknął za siebie ku drzwiom, za któremi została stara.
— Kardynał de Rohan — oświadczył następnie.
W odpowiedzi na to, pani de la Motte, z miną wyrażającą wielkie onieśmielenie, odpowiedziała ukłonem tak niskim, jaki się tylko królowi oddaje.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/132
Ta strona została przepisana.
XV
KARDYNAŁ DE ROHAN