— I cóż dalej, proszę pani?
— Nic, ekscelencjo, widzę, że macie zamiar wesprzeć mnie jałmużną, czy nie tak?
— O! pani!...
— Jałmużnę przyjmowałam wprawdzie — ale odtąd przyjmować jej już nie będę.
— Jak to mam rozumieć?
— Dość już zniosłam upokorzeń, ekscelencjo; znosić je dłużej jest niepodobieństwem.
— Pani nadużywa, jak mi się zdaje, wyrażeń. Nieszczęście nigdy nie upokarza nikogo...
— Z mojem nazwiskiem nawet! Pomyśl, czy odważyłbyś się żebrać, ty, książę de Rohan?
— Nie mówię wcale o sobie — odparł dumnie zaambarasowany trochę kardynał.
— Ja, ekscelencjo, znam tylko dwa rodzaje prośby o wsparcie: w karecie, lub u drzwi kościoła; w złocie i aksamitach, albo też w łachmanach. Obecnie, nie spodziewałam się wcale tak zaszczytnej dla mnie wizyty, sądziłam, że zostałam zapomnianą.
— A! więc pani wiedziałaś, że to ja pisałem? — zawołał kardynał.
— Widziałam wszak pieczęć na liście.
— Udawałaś pani jednakże, żeś mnie nie poznała.
— Bo, anonsując się, nie zaszczyciłeś mnie pan wszakże wymienieniem swego nazwiska.
— Zachwyca mnie duma pani — odparł z żywością kardynał i patrzył z widoczną przyjemnością w oczy pełne ognia, w piękną twarzyczkę Joanny.
— Objaśniam zatem — ciągnęła dalej hrabina — że zanim poznałam pana, postanowiłam sobie zrzucić ten nędzny płaszcz, osłaniający moje ubóstwo, pokrywający nagość mojego imienia, postanowiłam sobie pójść w łachmanach, jak każda żebraczka chrześcijańska, i prosić o kawałek chleba, nie przez pychę, lecz z miłosierdzia przechodniów podany.
— Mam nadzieję, że pani nie jesteś tak zupełnie pozbawioną środków?
Joanna zamilczała.
— Posiadasz może jaki kawałek ziemi, choćby obdłużonej; klejnoty rodzinne, jak oto ten, naprzykład?
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/135
Ta strona została przepisana.