Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/136

Ta strona została przepisana.

I wskazał na pudełeczko, którem igrały białe, delikatne paluszki młodej kobiety.
— To? — zapytała.
— Niezwykłe jakieś pudełeczko, daję słowo. Czy pani pozwoli?
Powiedział to i wziął sprzęcik w ręce.
— A! minjatura — zawołał zdziwiony.
— Czy znasz pan oryginał tego portretu? — zapytała Joanna.
— To portret cesarzowej austrjackiej.
— Doprawdy? — zawołał Joanna — czy tylko pan się nie myli?
Kardynał przypatrywał się z wielką uwagą sprzęcikowi.
— Skąd się to pani dostało? — zapytał.
— Od damy, która była tutaj przedwczoraj.
— U pani?
— U mnie.
— Od damy...
I kardynał na nowo wpatrywać się zaczął.
— Źle powiedziałam, Eminencjo — odparła hrabina — było ich dwie...
— I jedna z nich dała pani to pudełko? — zapytał de Rohan z niedowierzaniem.
— Wcale mi go nie dała.
— Jakimże więc sposobem się tu znajduje?
— Zapomniano go u mnie.
Kardynał tak się zamyślił, że to panią de la Motte mocno zaintrygowało, uznała więc za stosowne mieć się na baczności. Nareszcie, de Rohan podniósł głowę i, z uwagą wpatrując się w hrabinę, rzekł:
— A jak się nazywa ta dama? Wybaczy mi pani zapewne, że zadaję jej to pytanie; że stawiam się w roli sędziego śledczego.
— Gdybym znała damę, która to zostawiła...
— To cóż?
— Odesłałabym była zgubę w tej chwili. Dla niej ma to wartość prawdopodobnie, i nie chciałabym narażać jej na czterdzieści osiem godzin niepokoju za uprzejmą wizytę.
— Nie zna jej pani, zatem...
— Nie; wiem tyle tylko, że jest przełożoną stowarzyszenia miłosierdzia w Wersalu. Od kobiet przyjmuję