— Czy starsza dama, nie nazywała jej po imieniu?
— I owszem, raz jeden.
— Jak?
— Andrea.
— Andrea! — wykrzyknął kardynał poruszony.
Wiadome było, że królowa jeździła onegdaj z panną de Taverney do Paryża. Głuche pogłoski o opóźnieniu, o bramie zamkniętej, o małżeńskiem nieporozumieniu pomiędzy królem i królową, obiegały po Wersalu. Książę de Rohan odetchnął swobodniej teraz. Nie było ani zasadzki, ani spisku przy ulicy św. Klaudjusza. Pani de la Motte wydała mu się piękną i czystą, jak anioł niewinności. Ale, jako dyplomata, postanowił użyć jeszcze jednej próby, ostatniej.
— Hrabino — rzekł — jedna rzecz zadziwia mnie... przyznaję.
— Co takiego, ekscelencjo?
— Że z twojem nazwiskiem i prawami, nie udałaś się pani do króla.
— Do króla?
— Tak.
— Ależ, monsiniorze, dwadzieścia podań, dwadzieścia próśb mu posłałam.
— I bez skutku?
— Bez odpowiedzi jakiejkolwiek.
— Pomijając zatem króla, wszyscy książęta domu królewskiego, zwróciliby uwagę na domagania się pani.
— Zwracałam się do wszystkich, nikt mi jednak nie pomógł — odparła.
— To dziwne! — rzekł kardynał.
Potem nagle, jakby teraz dopiero myśl ta zabłysła mu w głowie, dodał:
— Ależ, Boże mój! zapominamy o udzielającej łask wszelkich, o tej, która nigdy nie odmówiła nikomu pomocy zasłużonej, o królowej. Czy widziałaś ją pani?
— Nigdy — odparła Joanna z przedziwną prostotą.
— Jakto, nigdy nie zanosiłaś próśb do królowej?
— Nigdy.
— Nie starałaś się pani o uzyskanie jej posłuchania?...
— Starałam, lecz mi się nie udało.
— Mówisz mi, pani, rzeczy trudne do uwierzenia.
— Ale zupełnie prawdziwe, dwa. razy tylko byłam
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/139
Ta strona została przepisana.