Z gorączkowym też pośpiechem wchodziła do sali, gdzie byli zebrani chorzy.
Apartament lekarza cudotwórcy miał dwie duże sale. Z przedpokojów, po wylegitymowaniu się woźnym, pozostającym na służbie, przechodziło się do sali, której okna szczelnie zamknięte nie dopuszczały powietrza i światła w dzień, a hałasu i chłodu nocą. Pośrodku sali, pod pająkiem, w którym świece paliły się słabym, gasnącym prawie płomieniem, stała obszerna fasa, szczelnie zamknięta pokrywą. Naczynie to było kształtów bardzo pierwotnych; żaden ornament, żadna draperja, nie zdobiły jego metalowych boków. Fasę tę nazywano aparatem Mesmera.
Jakie aparat posiadał własności, ławo to bardzo wytłumaczyć.
Było to naczynie, napełnione wodą, przesyconą pierwiastkami siarczanemi. Woda ta koncentrowała swe wyziewy pod pokrywą i przesycała niemi butelki, ustawione rzędem w głębi aparatu a w położeniu odwrotnem. W ten sposób otrzymywano krzyżowanie się prądów tajemniczych, których wpływom chorzy zawdzięczali uzdrowienie. Do pokrywy aparatu przylutowany był żelazny pierścień, przytrzymujący długą linę, której przeznaczenie zrozumiemy, gdy rzucimy okiem na chorych. Ci, których widzieliśmy przed chwilą, jak wchodzili do pałacu, siedzieli na fotelach, około fasy, razem mężczyźni i kobiety. Wszyscy, obojętni, poważni lub zaniepokojeni, oczekiwali rezultatu próby. Służący okręcał koniec owej liny około członków chorych, tak, że wszyscy, jednym łańcuchem złączeni, odczuwali jednocześnie przebiegające po nich prądy elektryczności, nagromadzonej w aparacie.
Następnie, aby nie przerywać działania prądów zwierzęcych, zastosowywanych do każdej natury, chorzy starali się dotykać jeden do drugiego łokciami, ramionami lub nogami, i w ten sposób ze zbawczego aparatu czerpać bez przerwy ciepło i życie. Zajmujący był widok tej „ceremonji medycznej“, nic też dziwnego, że tak drażnił ciekawość paryżan. Dwadzieścioro czy trzydzieścioro chorych siadało rzędem dokoła fasy, a służący oplatali ich liną, niby zwojami wężowemi Laokona i synów jego. Skoro tylko posiedzenie zostało otwarte, łagodne ciepło napełniało salę, a pod dobroczynnem jego działaniem wytężone fibry chorych wolniały; ciepłota podnosiła się stopniowo i roztacza-
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/152
Ta strona została przepisana.