ne spojrzenia, pochylali głowy ku sobie, dzieląc się jakąś uwagą niezwykłą zapewne, bo ciekawość ich wzrastała widocznie. W liczbie tych była pani de la Motte.
Pani de la Motte ze wszystkiego, co tu widziała, za najgodniejszą uwagi uznała twarz młodej kobiety, uśpionej prądem Mesmera.
Fizjonomja ta tak ją rzeczywiście uderzyła, ze stanęła jakby nieruchoma, jakby przykuta do miejsca nieprzepartą żądzą patrzenia i badania.
— O!... — wyszeptała nareszcie — to ta dama miłosierdzia, która była u mnie i dzięki której tak się mną pan de Rohan zainteresował.
Przekonana, że się nie myli, a pragnąca skorzystać z przypadku, który nastręczał jej sposobność odkrycia tajemnicy, jakiej wyświetlić żadnym innym sposobem nie była w stanie, podeszła bliżej. W tej chwili atoli, młoda dama przymknęła oczy, zacisnęła usta i słabym ruchem rąk zaczęła chwytać powietrze. Tylko, ze te ręce nie były tak delikatne i tak kształtne, i nie miały tej białości matowej, jakie panią de la Motte tak zachwycały kilka dni temu. Kryzys udzielił się wszystkim prawie. Wkrótce tez mężczyźni i kobiety, pociągnięci przykładem młodej towarzyszki, zaczęli wydawać westchnienia, szmery, krzyki i, wymachując rękami, nogami i głowami, ostatecznie wpadali w paroksyzm, któremu mistrz nadawał nazwę przesilenia. Kiedy się to działo, jakiś mężczyzna zjawił się w sali w taki sposób, że nikt nie umiałby powiedzieć jak i którędy się tu znalazł.
W ręku miał laskę długą, opartą, a raczej zanurzoną w owym sławnym aparacie.
Dał znak, drzwi się rozwarły i dwudziestu nadbiegłych lokai, schwyciwszy wprawnie i zwinnie każdego z chorych, zaczynających tracić równowagę na fotelach, przeniosło ich do sali sąsiedniej.
Gdy się czynność ta odbywała, pani de la Motte, która razem z innymi przeszła do tej drugiej sali, posłyszała wykrzyknik mężczyzny:
— To ona, to niezawodnie ona!...
— Kto taki?...
Ale naraz weszły dwie damy, wsparta jedna na drugiej, a za niemi, w pewnej odległości, mężczyzna, wyglądający
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/154
Ta strona została przepisana.