— Przyjmij te pięćdziesiąt luidorów i każ mi odbić sześć tysięcy egzemplarzy.
~ Ależ, panie; zawstydza mnie pan swoją hojnością. Niechże poznam przynajmniej nazwisko tak wspaniałego protektora literatury.
— Dowie się pan, gdy przyślę po tysiąc egzemplarzy po dwa franki za sztukę, za tydzień, nieprawdaż?
— Dzień i noc pracować będę, szanowny panie.
— Tylko, żeby to było zabawne. Ale, ale, korespondencję datuj pan z Londynu.
— Do usług.
Nieznajomy o twarzy tłustej, czerwonej, pożegnał pismaka który, z piędziesięcioma luidorami w kieszeni zniknął lekki, jak ptak złowróżbny i zajrzał jeszcze raz do sali uśpionych, popatrzył na młodą kobietę, która z najwyższej ekstazy wpadła w zupełną bezwładność, a której służąca, przeznaczona do usługi spazmującym paniom obciągała spódniczki, za bardzo trochę wzniesione. Raz jeszcze przypatrzył się tej wyszukanej piękności, tym rysom kształtnym i zmysłowym, a potem, odchodząc już powiedział:
— Podobieństwo jest niesłychane. Bóg miał w tem widocznie swoje widoki; widocznie zgóry już skazał tamte do której ta — jest tak podobna.
W chwili, gdy kończył tę swoją groźną myśl, młoda kobieta zwolna się z pośród poduszek podniosła, i zajęła się doprowadzeniem do ładu swojej toalety, bardzo nadwerężonej. Zarumieniła się, dostrzegłszy zwróconą na siebie uwagę obecnych, z zalotną grzecznością odpowiedziała na poważne i uprzejme pytania Mesmera — potem, przeciągając okrągłe rączki i kształtne nóżki, jak przebudzona kotka, przeszła przez trzy salony, nie straciwszy ani jednego ze spojrzeń drwiących, pożądliwych lub wystraszonych, jakiemi ją obrzucali obecni. Zdziwiło ją i pobudziło do śmiechu to, że przechodząc koło jednej z grup, zajętej cichą rozmową w jednym z rogów salonu, zamiast spojrzeń zbyt śmiałych i słówek zaczepnych spotkała rząd ukłonów tak uniżonych, że żaden dworzanin francuski nie zdobyłby się na bardziej wyszukane i poważne powitanie królowej.
W rzeczywistości, ta gromadka kłaniających się, zosta-