ła naprędce zebrana przez niezmordowanego nieznajomego, który poza nią ukryty, ponowił półgłosem:
— Nic to nam nie przeszkadza, panowie, to królowa Francji: kłaniajmy się, a nisko.
Osóbka, przedmiot nieoczekiwanego szacunku przebiegła z pewnym niepokojem ostatni przedsionek i wyszła na dziedziniec. Zmęczone jej oczy szukały fiakra lub lektyki; ale nie znalazła ani jednego ani drugiej; po chwilce wahania, gdy maleńką nóżkę postawiła na bruku, zbliżył się do niej lokaj.
— Powóz dla pani! — zawołał.
— Nie mam powozu — odpowiedziała kobieta.
— Fiakrem pani przyjechała?
— Tak.
— Z ulicy Dauphine?
— Tak.
— Odwiozę panią na miejsce.
— Owszem, proszę mnie odwieźć — odrzekła osóbka z miną zdeterminowaną, bez cienia niepokoju, jakimby każdą inną natchnęła propozycja tak nieprzewidziana.
Lokaj dał znak i elegancka kareta zajechała po damę.
Konie szybko ruszyły i gdy damulka była już na Point-Neuf, żałowała, że nie mieszka w ogrodzie botanicznym. Powóz zatrzymał się. Stopień został opuszczony; lokaj, znający służbę, sięgnął ręką po klucz od zatrzasku z pomocą którego wchodzili do siebie mieszkańcy trzydziestu tysięcy domów, nie będących pałacami, i nie mających z tego powodu ani odźwiernych, ani szwajcarów. Służący otworzył drzwi, aby oszczędzić paluszków damy, a kiedy już wchodziła w ciemny korytarz, ukłonił się jej i drzwi zamknął. Kareta potoczyła się dalej.
— Doprawdy! — wykrzyknęła młoda kobieta — to wcale przyjemna awanturka. Nader to uprzejme znalezienie się ze strony pana Mesmera. O! jakżem ja zmęczona. Przewidział to widocznie. O! co to za znakomity lekarz.
Mówiąc to, doszła do drugiego piętra — i stanęła na platformie, na którą wschodziło dwoje drzwi.
Jak tylko zastukała, otworzyła jej stara jakaś kobiecina.
— Dobry wieczór, mamusiu, a co, czy kolacja gotowa?
— Ba, ostygła już nawet.
— Czy on jest tutaj?
— Niema go jeszcze; ale jest zato ten pan...
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/162
Ta strona została przepisana.