— Co za pan?
— Ten, z którym miałaś się widzieć dzisiaj.
— Ja?...
— Tak, ty.
Rozmowa ta odbywała się w małym oszklonym przedpokoiku, odgradzającym platformę od dużego pokoju frontowego. Przez szyby widać było lampę, oświecającą pokój, którego wygląd jeżeli nie zadawalniający, to znośny był przynajmniej. Firanki stare z żółtego jedwabiu, wypłowiałe ze starości, kilka krzeseł krytych Utrechtem, wielka komoda o dwunastu szufladach, stara żółta sofa, oto cała okazałość apartamentu.
Młoda kobieta otworzyła drzwi i podeszła do sofy, na której dostrzegła siedzącego najspokojniej człowieka powierzchowności przyzwoitej, tęgiego raczej niż szczupłego, człowieka, który piękną białą ręką igrał z bogatym koronkowym żabotem. Damulka nie zdążyła rozpocząć rozmowy. Osobliwa osobistość powitała ją półukłonem i błyszczącem a życzliwem spojrzeniem.
— Zgaduję, o co będę pytany; lepiej jednak będzie, gdy pierwszy zadam pytanie. Wszak to pani Oliwja?
— Tak jest, panie.
— Kobieta zachwycająca, bardzo nerwowa, i wielka zwolenniczka metody Mesmera.
— Wracam właśnie od niego.
— Zechciej pani usiąść z łaski swojej; bo gdybyś stała, jak teraz, czułbym się obowiązanym zrobić to samo i nie moglibyśmy rozmawiać wygodnie.
— Ma pan, widzę, osobliwy jakiś sposób postępowania — odrzekła młoda kobieta, którą odtąd nazywać będziemy Oliwją, skoro na to imię odpowiedziała swemu nieznanemu gościowi.
— Przed chwilą widziałem panią u Mesmera i znalazłem cię taką, jaką pragnąłem.
— Panie!
— Proszę się nie obawiać; nie mówię, że znalazłem cię zachwycającą; bo mogłabyś to pani wziąć za oświadczyny miłosne, a zamiaru tego nie mam wcale. Nie odsuwaj się pani, proszę, albo zmusisz mnie, abym wrzeszczał jak głuchy.
— Czego pan chce zatem? — odezwała się szorstko Oliwja.
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/163
Ta strona została przepisana.