Oiiwja zastąpiła drogę rozwścieczonemu mężczyźnie, który z rękami wyciągniętemi, blady, w ubraniu bezładnem, zamierzał wtargnąć do mieszkania ze strasznemi wymysłami.
— Ehe! był tu jakiś mężczyzna... i dlatego nie chciano mi otworzyć.
Wiemy, że nieznajomy człowiek, o twarzy pełnej i czerwonej, leżał sobie na sofie w pozycji spokojnej i nieruchomej, co pan Beausire mógł łatwo wziąć za niedecyzję lub nawet za przestrach. Stanął przed nim złowróżbnie i zaczął zgrzytać zębami.
— Chcę wiedzieć... co robisz tułaj?... a najpierw kto jesteś?...
— Jestem człowiekiem nader spokojnym, na którego niepotrzebnie patrzysz tak przerażająco, a następnie, rozmawiałem z panią bardzo grzecznie i przyzwoicie...
— Rozumie się — mruknęła Oliwja, — że grzecznie i przyzwoicie.
— Milczeć, ladacznico!... — wrzasnął Beausire.
— No, no! nie traktuj tylko w ten sposób kobiety najzupełniej niewinnej, a jeżeli jesteś w złym humorze...
— No tak, jestem.
— Pewno zgrałeś się w karty — rzekła półgłosem Oiiwja.
— Obdarty jestem zupełnie, do wszystkich djabłów! — zaryczał Beausire, zaciskając pięści.
— I nie gniewałbyś się z pewnością, gdybyś mógł ko-
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/166
Ta strona została przepisana.
XIX
PAN BEAUSIRE