Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/172

Ta strona została przepisana.

Czy, że posłyszał to, czy że i bez tego wstyd mu się zrobiło, Beausire zerwał się na nogi.
— A zatem — rzekł tonem tak poważnym, że nic nie było w stanie dorównać jego komizmowi — a zatem, moja panno, robiłaś oszczędności, gdy mnie na najpotrzebniejszych rzeczach zbywało?... Pozwalałaś mi chodzić w spłowiałych pończochach, w zrudziałym kapeluszu, nędznym surducinie z wytartą i poobrywaną podszewką, gdv miałaś w skrzynce luidory!... A skądże one pochodzą?... Ze sprzedaży moich rupieci, jakiej dokonałem, łącząc smutną moją egzystencję z twojem przeznaczeniem.
— Oszust!... — mruknęła cicho Oliw ja.
I rzuciła na niego pełne pogardy spojrzenie. Nie obeszło go to zupełnie.
— Przebaczam ci, nie skąpstwo twoje, lecz rządność.
— A chciałeś mnie przed chwilą zabić?...
— Wtedy miałbym słuszność zupełną, teraz błądbym popełnił.
— Dlaczegóż to, jeżeli łaska?...
— Bo teraz jesteś prawdziwą gospodynią, pomagasz mi w utrzymaniu gospodarstwa.
— Mówię ci, że podły jesteś...
— Nie gniewaj się, Oliwietko!...
— Oddaj mi złoto.
— O!... najdroższa moja!...
— Oddaj mi je, bo inaczej przebiję cię własną twoją szpadą.
— Podaruj mi je, moja droga!...
— Oh!... nikczemniku!... oh!... stworzenie przebrzydłe!... Żebrzesz, gotów jesteś zyski ciągnąć z mojego złego prowadzenia!... I to nazywa się mężczyzna!... Zawsze cię nienawidziłam, rozumiesz?...
— Ten, który daje — odparł z powagą Beausire — może dawać widocznie, jest zatem szczęśliwy. Ja także dawałem ci, Nicolino.
— Nie chcę, byś mnie nazywał tem imieniem.
— Przepraszam, Oliwjo. Mówiłem zatem, że dawałem ci, dopóki mogłem.
— Ogromna hojność!... kolczyki srebrne, sześć lutdorów, dwie suknie jedwabne i trzy chustki do nosa.
— Jak na żołnierza, to wcale dużo.
— Cicho bądź; kolczyki ukradłej innej — by je mnie