Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/181

Ta strona została przepisana.

— Jakto! czy to być może, byłżeby to portret Marji Teresy?
— Nie udawaj niewiniątka, panie dyplomato!
— Mniejsza o to — gdyby tak nawet było, gdybym rzeczywiście poznał portret cesarzowej, to czego dowiedziałbym się?
— Czy to byłoby co tak bardzo dziwnego, zobaczywszy portret matki, pomyśleć, że nie mógł znajdować się w niczyich innych rekach, jak...
— Dokończ, hrabino.
— Jak w rękach córki, naturalnie...
— Królowa! — wykrzyknął Ludwik de Rohan z taką prawdą w głosie, że oszukał Joannę. — Królowa! Czyżby... Najjaśniejsza Pani... była u ciebie, hrabino?
— Czyż naprawdę jeszcze się pan nie domyślił?...
— Ależ nie, wielki Boże! — odparł kardynał najnaturalniejszym w święcie tonem — wcale nie, zwłaszcza, że na Węgrzech istnieje zwyczaj, iż portrety panujących przechodzą w spadku rodowym. Tym sposobem i ja, nie będąc ani synem, ani córką, ani krewnym Marji Teresy, mam jednak jej portret przy sobie.
— Przy sobie, monsiniorze?
— Oto jest — odrzekł chłodno kardynał.
I wydobył z kieszeni tabakierkę, i pokazał ją zmieszanej Joannie.
— Widzisz zatem, hrabino — dodał — iż jeżeli ja mam ten portret, pomimo, że nie mam szczęścia należeć do rodziny cesarskiej austrjackiej, to i ktoś inny także, nie należący do tego dostojnego domu, mógł go u pani pozostawić.
Joanna zamilkła. Posiadała w wysokim stopniu instynkty dyplomatyczne; ale nie miała praktyki.
— Zatem, według pani, — ciągnął dalej książę Ludwik — była u niej królowa Marja Antonina?
— Królowa, w towarzystwie drugiej damy.
— Jeżeli zatem naprawdę Najjaśniejsza Pani odwiedziła cię, hrabino, możesz być pewna Jej protekcji. Pierwszy to a nieomylny krok do szczęścia.
— Przypuszczam, monsiniorze.
— Czy Najjaśniejsza Pani, proszę mi wybaczyć to pytanie, hojną się okazała — hrabino?
— Pozostawiła mi sto luidorów, jak mi się zdaje.