Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/196

Ta strona została przepisana.

niem Oliwja, — że każde drzewo w Trianon wiedziało o jego miłości...
— Tyś go już nie kochała wtedy?
— Przeciwnie, więcej niż kiedykolwiek; i ta miłość mnie właśnie zgubiła. Urodziwa i dumna, umiem być i zuchwałą w razie potrzeby. Położyłabym raczej głowę na pniu, ażeby mi ją ucięto, niżbym dozwoliła aby powiedziano, iż ją schyliłam.
— Dzielna jesteś, Nicolino.
— Byłam... w owych czasach — odparła z westchnieniem dziewczyna.
— Zasmuca cię ta rozmowa?
— Nie... i owszem, miło mi wybiec myślą w epokę młodości mojej. Z życiem dzieje się to samo, co z rzekami; najbardziej mętne przy ujściu, mają zawsze źródła czyste. Mów dalej, nie zwracając uwagi na moje biedne westchnienia.
— O! — odrzekło domino — o tobie, o Gilbercie i o jednej jeszcze osobie, wiem wszystko, co i ty, biedne dziecię, wiedzieć możesz.
— Powiedz mi chociaż — zawołała Oliwja — dlaczego Gilbert uciekł z Trianon, a jeżeli mi to powiesz...
— Zostaniesz przekonana nareszcie? Otóż nie powiem ci tego, a jednak będziesz przekonana.
— Jakto?
— Pytasz mnie, dlaczego Gilbert opuścił Trianon, nie dlatego, aby się przekonać o prawdzie moich słów, ale dlatego, że sama nie wiesz przyczyny i chciałabyś się o niej dowiedzieć.
— Prawda.
Wzruszona Nicolina pochwyciła nieznajomego za obie ręce:
— Boże! — zawołała, — Boże!
— Co ci jest? Nicolina zdawała się opamiętywać.
— Nie...
— A jednak, chciałaś mnie o coś zapytać.
— Tak jest, powiedz mi otwarcie, co się stało z Gilbertem?
— Nie słyszałażeś, iż umarł?
— Tak, ale...
— A więc nie żyje!