Beausire, ściśle zastosowawszy polecenie błękitnego domina, udał się z Opery wprost do tak zwanej akademji. Godny przyjaciel Oliwji, rozłakomiony olbrzymią cyfrą dwóch miljonów, tem mocniej obawiał się wykluczenia, jakiego koledzy dopuścili się względem niego dzisiejszego wieczora, nie dopuszczając go do tak korzystnych planów. Pośród stowarzyszonych miał Beausire opinję strasznego człowieka.
Ani trudne to nie było, ani też dziwne. Beausire służył w wojsku; nosił mundur; z miną rycerską brał się jedną ręką pod bok, a drugą chwytał rękojeść szpady. Przy najmniejszem przemówieniu naciskał na oczy kapelusz, a wszystkie te nawyknienia wydawały się przerażającemi ludziom średnio odważnym, zwłaszcza, jeżeli ludzie ci mieli powody do unikania rozgłosu z pojedynku lub nie chcieli, aby ciekawa sprawiedliwość wglądała w ich sprawy. Beausire obiecywał sobie, iż za lekceważące pominięcie, jakie go spotkało, zemści się przynajmniej tak, że porządnie nastraszy swoich kolegów z szulerni przy ulicy Por-de-Fer. Przybrał minę junacką, buńczuczną, choć, będąc w dominie, nie miał ani kapelusza na głowie, ani szpady u boku. Wejście jego do akademji sprawiło pewne wrażenie.
W pierwszym salonie, całym szarym, z licznemi stołami do gry, znajdowało się około dwudziestu graczów, którzy zapijali piwo, wino i uśmiechali się zuchwale do kilku kobiet, przeraźliwie wyróżowanych, które zaglądały im w karty. Na widok butnie stąpającego domina kilka kobiet poczęło drwinkować, nawpół żartobliwie, nawpół wyzy-
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/210
Ta strona została przepisana.
XXVI
AKADEMJA PANA BEAUSIRA.