łej panów Bochner i Bossange.
— Któż to?... — zapytali wszyscy.
— To moja miłościwa władczyni, królowa portugalska.
I portugailczyk się nadął.
— Jeszcze mniej, niż przedtem rozumiemy — odezwali się słuchacze.
— Ani ja — pomyślał Beausire.
— Wytłumacz się jaśniej, drogi panie Manoël — powiedział — niechęć bowiem osobista powinna ustąpić dobru publicznemu. Jesteś twórcą tego pomysłu, szczerze to uznaję. Ja, zrzekam się wszelkich praw ojcostwa; lecz, na miłość Boską! bądź-że zrozumialszy.
— Jak najchętniej — odrzekł Manoëel, pochłaniając drugi łyk wina. — Kwestję jasno postawię. Chodzi tylko o to, abyście uważali, co mówię. Ambasada partugalska wakuje. Jest to chwila wyczekiwania; nowy ambasador, pan de Souza, przyjedzie za tydzień.
— Dobrze! — podskoczył Beausire.
— Nic jednak nie przeszkadza, ażeby ambasador, któremu pilno poznać Paryż, przybył tutaj wcześniej i zamieszkał.
Obecni spojrzeli po sobie, pootwierawszy usta ze zdziwienia.
— Zrozumiejcie nareszcie — niecierpliwie powiedział Beausire — don Manoël chce przez to powiedzieć, że przyjechać może prawdziwy ambasador albo fałszywy.
— O! właśnie — dodał portugalczyk. — Gdyby ten ambasador zjawił się i okazał chęć kupienia naszyjnika dla królowej portugalskiej, nie miałżeby do tego prawa?
— Do djabła! — wykrzyknęli obecni.
— Wtedy umawiać się on będzie z panami Bochner i Bossange.
— A tak.
— Ale przy targowaniu trzeba zapłacić — zauważył bankier faraonowy.
— Naturalnie! — odparł portugalczyk.
— Panowie jubilerzy nie oddadzą naszyjnika w ręce ambasadora, choćby nim był prawdziwy Souza, jeżeli nie będą mieli gwarancji.
— O! ja to już dobrze odmyśliłem — bronił się przyszły ambasador.
— A to jak?
Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/215
Ta strona została przepisana.